wtorek, 25 grudnia 2012

świąteczne rewolucje

Zaraz po przyjeździe do moich rodziców rozchorowałam się. Niestety dość ciężko, uporczywy kaszel skutecznie uniemożliwia mi ćwiczenia - mam prawie 2 tygodnie przerwy i chyba do Nowego Roku nie będę w stanie kontynuować Insanity, choć próbowałam :( Jestem bardzo zawiedziona, ale cóż zrobić. Obawiam się, że forma mi spadnie i mam 2 wersje tego, co będę robić: albo zacznę program od początku, albo zabiorę się za p90x, a po jego ukończeniu zabiorę się za Insanity aby przygotować się wytrzymałościowo do sezonu biegowego ;))) (mam taki zimnowstręt, że już we wrześniu rano było mi za zimno:P), Na razie skupiam się na jedzeniu zdrowo i powrocie do sił.

Święta są u mnie bardzo fit ;)) przygotowałam kilka specjałów z blogów, modyfikując je po swojemu, np:

zapiekanka z łososia i szpinaku - genialne w swej prostocie i przepyszne!

ciasteczka owsiane - tata na początku nabijał się z moich kombinatoryk w kuchni, ale oszalał na ich punkcie:D

uszka , które przerobiłam na pierogi ;)

Zrobiłam też pierniczki alpejskie pełnoziarniste i wiele przepisów z ebooka świątecznego Protein Pow. Ogólnie miałam dużo śmiechu i pierwszy raz w życiu przygotowywałam tyle rzeczy na święta ;)) Nieskromnie powiem też, że łosoś zrobił furorę i talerz z nim najszybciej był pusty na wigilijnym stole ;)) Przekonałam też rodzinę do szpinaku, kiełków, jogurtu greckiego i wielu innych - prostymi zabiegami, poprostu podawałam im to nie informując, co to, np dopiero kiedy zjedli mizerię z ogórkami powiedziałam, że to nie śmietana ;))) Z czego jestem bardzo zadowolona. Teraz zostaje już tylko kurować się i wracać do ruchu - bardzo mi tego brakuje:(

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Imbirowe ciasteczka proteinowe


Dzisiaj post "na szybko" - mam coraz mniej czasu, praktycznie przestałam udzielać się na kilku forach, na których zdarzało mi się pojawiać, jednak bloga zamierzam konsekwentnie aktualizować :)

W komentarzach pod poprzednią notką zostałam poproszona o pokazanie przykładowych "tabelek" jakie robię sobie co tydzień z jadłospisem. Przyznaję, jestem bałaganiarą, więc żeby było realistycznie nie przepisywałam ich na ładne karteczki tylko pokazuję w wersji surowej :)

Przykładowa tabelka:


(po kliknięciu jest większa)



Jak widać jest pokreślona, bo czasami wymieniam posiłki z różnych dni. Mam tam też skróty np. Insanity i strona - w ten sposób szybko znajduję przepis na potrzebne danie. W poprzednich tygodniach zdarzały mi się przepisy z blogów albo mojej książeczki w której notuję ulubione przysmaki - wtedy zapisuję albo książeczka i nr strony, albo adres bloga i nazwa potrawy/tytuł notki (łatwiej odnajduję w ulubionych).

Tutaj jest zeszyt, w którym notuję sobie, co jem (i ułożone stare tabelki):




Pomysł zainspirowany filmikiem Chalene Johnson o rewolucjach w kuchni - sprawdza się świetnie i kiedy chcę podjadać, zastanawiam się 2x - jak to później będzie wyglądało w tym zeszycie:D a przecież nie chcę oszukiwać sama siebie - jak zjem, muszę zapisać.

Oczywiście nie dajmy się zwariować - z czasem, jak już na dobre przyzwyczaję się do innego schematu jedzenia, nie będę przykładała do tego tak wiele serca - jednak na początku drogi to pomaga (ja przestawiam się od maja, ale bodajże do końca sierpnia miałam dietę układaną przez Vitalię, więc sama robię to stosunkowo krótko). Zapisuję też ćwiczenia, mam skreślony już prawie cały trzeci tydzień Insanity :D

Co jeszcze? Wczoraj piekłam na próbę świąteczne ciasteczka imbirowe. Niestety wyszły takie sobie - myślę, że to głównie dlatego, że moja waniliowa odżywka białkowa jest niesmaczna - muszę popróbować innych :( (obecnie mam Fita protein - czekoladowa i truskawkowa są pyszne, ale waniliowa jest ohydna - do tego wszystkie bardzo źle się rozpuszczają, nawet jeśli robię je w elektycznym blenderze, bywa, że zostają grudki).





Wydaje mi się, że gdyby odżywka była smaczniejsza, ciasteczka (no a właściwie świąteczne ciasteczka light :) ) też wiele by na tym zyskały :)




Dla zainteresowanych podaję przepis:

2 całe jajka
104 g (ja dałam 3 i 1/2 miarki) białka naturalnego lub waniliowego
1/4 kubka płatków owsianych
2 łyżki stołowe mąki kokosowej
1/2 łyżki imbiru (w orginalnym przepisie w ogóle nie ma imbiru, myślę, że niepotrzebnie kombinowałam z dodawaniem go)

Do smaku można dodać odrobinę stewii, syropu z agawy albo miodu.

Wszystko razem mieszamy aż powstanie w miarę spójna masa, wykładamy na papier do pieczenia (ułożony na blaszce:) ), pieczemy w 170 stopniach ok  25 minut. Przed ponownym podaniem można je podpiec, żeby były bardziej chrupiące.

Przepis jest naprawdę nieskomplikowany, mojemu mężowi tak smakowały, że w ciągu jednego dnia zniknęły z talerza - więc może to poprostu mi nie podchodzi to waniliowe białko :)



Nie przeraźcie się też tym, że mąka kokosowa może się wydawać droga - dodaje się jej do potraw (jak tutaj) bardzo mało. Ja robiłam z niej już pancakes - małe naleśniczki, batoniki proteinowe domowej roboty i ciągle mam to samo opakowanie :) Testowałam jeszcze mąkę migdałową, ale może następnym razem zrobię ją sama - tak samo, jak np mąkę owsianą - muszę tylko zaopatrzyć się w młynek do kawy :D





PS: Tak po cichutku powiem, że zbieram w sobie siły, żeby przejść na bardziej restrykcyjną dietę - częściej, ale mniej, przede wszystkim mniej węgli - strasznie chciałabym przyciąć % tkanki tłuszczowej, żeby uwidoczniły się mięśnie - mam je twarde, czuję to, niestety kryją się jeszcze pod warstwą niechcianego tłuszczu:/ zbieram w sobie siłę woli, dla samej siebie ;) .. a ja tak lubię jeść :P szukam w sobie zapasów sił ;) 

sobota, 8 grudnia 2012

Kalorie - świat "prze"szalał na ich punkcie..






Od kiedy pamiętam, w dietach zawsze były liczone kcal. Dieta 800, 1000, 1500 kcal. Ja też miałam okresy wpadania w takie durnowatości. Niestety niewiedza powodowała, że czasami jadło się 2 pączki, czyli 500 kcal, reszta zdrowych rzeczy i była zagadka - czemu nie chudnę?


Mądrzy ludzie z czasem nauczyli mnie, że nie warto liczyć kcal. Ważniejsza jest ilość i jakość rzeczy, jaką jemy (temat do rozwinięcia w kolejnych notkach), ogólnie wg schematu:



Przyznaję, że dużo czasu poświęciłam na dowiedzenie się, co, jak i z czym jeść. Obecnie moje jedzenie wygląda następująco:
Raz w tygodniu poświęcam czas na przygotowanie sobie tabelki na cały tydzień - każdego dnia jest 5 kratek do zapełnienia. Korzystam przede wszystkim z dań, jakie są dołączone w jadłospisach do Body Revolution Jillian Michaels, Turbo Fire Chalene Johnson, Insanity Shoun T, poza tym z dawnych jadłospisów z Vitalii, często szukam też w sieci zdrowych i odchudzonych przepisów. Dzięki takiemu planowaniu nie tylko pilnuję, co, ile i kiedy jem (nie pomijam posiłków = podkręcam swój metabolizm), ale też mam ułatwione zakupy - na podstawie takiej tabelki przygotowuję listę i wystarczy wizyta w sklepie raz na tydzień. Nie tylko prowadzę dzięki temu zdrowy tryb życia, ale i oszczędzam :) - nie kupuję niczego, co jest mi niepotrzebne a chętnie bym przegryzła, poza tym jeśli zostanie mi coś z poprzedniego tygodnia - planuję dania tak, aby to wykorzystać. Jeśli danego dnia nie mam na coś ochoty - po prostu wymieniam pozycje z poszczególnych dni :)

Najlepiej jest przygotowywać sobie posiłki wcześniej - zwłaszcza, jeśli pracuje się poza domem. Dzięki temu nie ma potem wymówek, że nie miałam czasu na przygotowanie czegoś, a byłam bardzo głodna ;)

 Nie wiem, czy zrozumiale to napisałam, ale sama długo eksperymentowałam z różnymi motywami i ten sprawdza się najlepiej. Dzięki temu nie stosując żadnej konkretnej diety utrzymuję wymiary i wagę na tym samym poziomie i odżywiam się zdrowo. Chciałabym mimo wszystko jeszcze trochę zgubić - po ok 10 cm w obwodach talia i brzuch, biodra, w udach po ok 5 cm, w łydkach po ok 3 cm, a za to rozbudować ramiona i uwidocznić "absy", dlatego też postanowiłam trochę zmienić "politykę" i obecnie staram się zmieścić w 1500-1800 kcal.

Moja tabelka na ubiegły i ten tydzień bazuje prawie w całości na diecie podanej w Insanity. Przyznam, że patent liczenia kcal musi mi wejść w krew, jest to dla mnie póki co ciężka sprawa - nie lubię tego robić, do tego nie mam wagi kuchennej w domu (dopisać do gwiazdkowej listy życzeń:P). Dodam, że nie stosuję się do tego sztywno, ale jeśli mam rozpiskę na ok 1500 kcal, a nawet zjem trochę więcej (jak pisałam - nie mam jak zważyć) - nie będzie tak źle :)

Mam wrażenie, że ten post jest trochę chaotyczny, nie wiem więc, czy mój patent okaże się dla kogokolwiek pomocny. W razie czego chętnie podpowiem, jak taką tabelkę zrobić w jednej z kolejnych notek, jeśli kogoś to zainteresuje ;) i pokażę moją, przykładową.

Jutro na próbę zabieram się do pieczenia pierwszego z potencjalnych świątecznych dań - proteinowych ciasteczek imbirowych :))) mam nadzieję, że będą smaczne :D




PS: Czy ktoś z Was oglądał kiedyś "Schudnij z Jillian"? Obecnie odcinki można zobaczyć tutaj:


Można z tego wyciągnąć parę ciekawych tricków choć przyznam, że trochę nie podoba mi się podniosła atmosfera i taka "amerykańska" patetyczność ;) mimo to Jillian pozostaje sobą, drze się na wszystkich i za to ją uwielbiam, to pozwala mi przełknąć łzawe momenty ;>


Do pooglądania polecam też :


oraz


Niestety nie podoba mi się sposób prowadzenia w obu tych programach, są trochę infantylne i denerwujące.. ale muszę się przyznać, że zmusiłam się do oglądania (np. kiedy wykonywałam jakieś obowiązki domowe - gotowałam, prasowałam itd leciało sobie w tle) i dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy, do wielu się stosuję i to działa. Tak więc niezła skarbnica wiedzy dla początkujących:)


piątek, 7 grudnia 2012

Dzisiaj dla fanów wagi :)

Dzisiaj dla fanów wagi jako wyroczni postępów :) (źródło: http://fitnesslikeaboss.tumblr.com )


Za mną 16 dni Insanity. Coraz bardziej to kocham :) Przyznam też, że ciężko mi robić cardio abs - często muszę się zatrzymywać, a myślałam, że mam mocne mięśnie brzucha. Zastanawiam się, czy nie zwiększyć ilości dni, kiedy robię ten zestaw - zobaczymy, jak czas pozwoli. 

Nie wiem jeszcze, kiedy skończę Insanity - decyzja o przedłużeniu o tydzień fazy I (tak, żeby recovery week wypadł w święta) jeszcze nie zapadła, natomiast (pewnie jeszcze milion razy zmienię zdanie) będę chciała zrobić jeszcze jedną rundę Insanity po zakończeniu tej. Chciałabym też poćwiczyć p90x:D ale, ALE ale.. no właśnie.. pokochałam ten dynamiczny ruch, nienawidzę skakać, ale jednocześnie kocham to ;))) 

Dziś będzie krótko - czasu brak, jak zwykle ale na dobry początek weekendu dla fanów walki z
 Shoun T - kto nie chce być w takiej formie ? :) 




PS: Dorwałam dietetyczno - proteinową świąteczną książkę kucharską, niebawem będę testować przepisy, jak znajdę coś fajnego, podzielę się - może komuś pomogę w miarę bezboleśnie przejść przez święta ;)

środa, 5 grudnia 2012

Trochę ruchu i człowiek się gubi ;)


Wczoraj pisałam trochę o zmianach w jadłospisie - taki mały czubek góry lodowej. Dzisiaj powiem trochę o tym, jak zaczęła się moja przygoda z ćwiczeniami.

Nie zawsze było łatwo. Nie ćwiczyłam na wf od podstawówki, nie ciągnęło mnie do gier podwórkowych - wolałam czytać książki, leżeć przed tv itd. Jak łatwo się domyślić nie odbiło się to zbyt korzystnie na mojej formie.
Pod koniec liceum zaczęłam chodzić na zajęcia fitness, ale ta przygoda trwała za krótko - poszłam na studia, potem wyjechałam jako au pair i miałam za dużo ciekawych rzeczy do zrobienia, imprez do zaliczenia, żeby zawracać sobie głowę ćwiczeniami - zawsze znalazła się jakaś wymówka (a w większości wymówki są strasznie, strasznie bezsensowne! uwielbiam:


  ).

W międzyczasie przewinęło się oczywiście wiele "mądrych" diet typu kopenhaska, kapuściana, cambridge i inne.. totalnie rozwalałam sobie metabolizm, choć tak naprawdę wcale nie byłam gruba..

Jakieś 6 lat temu postanowiłam wziąść się za siebie - przesadziłam trochę i przy wzroście 167 cm ważyłam 64 kg - to nie były mięśnie niestety. Zdrową dietą (wykupiłam wówczas Vitalię) i ćwiczeniami na rowerku stacjonarnym w ciągu 3 miesięcy zeszłam do wagi 55-54 kg. Nie były to mięśnie, byłam chuda, ale czułam się lepiej - dieta powodowała, że miałam więcej energii, a ćwiczenia na rowerku nie były w ogóle forsowne - siadałam i jechałam godzinę, czasami nawet 3-4 w ciągu dnia - nie zwracając uwagi na tempo, oglądałam np tv. Niestety jakieś 1,5 roku później, kiedy przeprowadziłam się do mojego faceta, trochę za bardzo zaczęliśmy dogadzać sobie fast foodami - oboje chudzi, nie przejmowaliśmy się tym, jak to na nas wpłynie. Tak bardzo powoli przybieraliśmy, aż któregoś dnia ja ważyłam prawie 70 kg, a on z około 70 kg - przeszedł na ok 110.. Kiedy się zważyłam, to mną wstrząsnęło - nigdy w życiu tyle nie ważyłam. Nigdy nie było tak, że miałam wrażenie, że moje spodnie zaraz pękną. To było straszne. Nie miałam na nic siły.

Wykupiłam wtedy znowu dietę na vitalii - w maju tego roku - o tym pisałam w poprzedniej notce. Niestety choć traciłam na wadze, nie było to takie tempo, jakiego bym chciała - wtedy oczywiście zależało mi na czasie - miałam swój własny motywator, jakim były plażowe wakacje we wrześniu.

Wertując blogi Vitalii przypadkiem zobaczyłam zdjęcia przed i po dziewczyny, która ćwiczyła 6week6pack Jillian Michaels. Pomyślałam, że to nie tak długo, a efekt był fantastyczny. Szukałam, szukałam, aż znalazłam 30 day shred. Nie było łatwo. Wstawałam codziennie ok 45 min wcześniej, niż do tej pory, ćwiczyłam, prysznic i do pracy. Nie miałam hantli - ale miałam kartony z mlekiem, butelki z wodą mineralną.


Pierwsze dni to był koszmar - przy "skakance" i pajacykach zatykało mi uszy jak kiedy zmienia się ciśnienie gdy jedziesz tunelem ;))) wstyd mi teraz bardzo :) mimo to nie  poddałam się. Po jakimś czasie uwielbiałam Jillian - czytałam o niej sporo, jej podejście do mnie przemawiało. Po ukończeniu shreda miałam dużo lepszą formę, straciłam sporo cm, waga nareszcie ruszyła. Postanowiłam podnieść poprzeczkę, zaczęłam Body Revolution. U mnie to trwało dłużej, niż 90 dni - miałam wyjazdy, dni przerwy, ale dałam radę i jestem zupełnie inną osobą.

Mniej więcej w połowie dokupiłam sobie hantle 2 i 4 kg, matę do ćwiczeń, zaczęłam pić białko po każdym treningu.

Podczas tak długiego programu ćwiczeniowego zmienia się nie tylko ciało. Zmienia się całe podejście do siebie, do problemów - można się niesamowicie wyciszyć i udowodnić sobie, że stać cię na więcej, niż myślisz. Wiem, że to brzmi wzniośle ale też wiem, że doskonale zrozumieją mnie osoby, które przeszły taką przemianę.

Dodam, że w międzyczasie byłam tak zmotywowana, że zaczęłam swoją kulawą przygodę z bieganiem (kulawą, bo zipałam ledwo robiąc biegi np 3 min bieg, 1 min marsz itd) i sprawdzałam inne programy.

Straciłam ponad 12 kg i zeszłam z 36 do 24 % tłuszczu w ciele (wg przelicznika na Vitalii). Żeby zobrazować wklejam obrazek, jaki niedawno tu wrzucałam - to jest porównanie sylwetek 3d przed i po. Ostatnia mała jest z innej strony dla porównania :)





Obecnie podeszłam do Insanity (Shaun T). Dzisiaj robiłam już drugi fit test. Oczywiście, że nie nadążam za grupą i w czasie ćwiczeń zastanawiam się, czy mnie pogięło :) ale satysfakcja potem jest niesamowita. Teraz już nie chodzi tylko o to, jak wyglądam, czuję się super podwyższając sobie poprzeczkę, osiągając lepsze wyniki. Buduję siłę i charakter.Co więcej staram się motywować ludzi. Bardzo często dostaję wiadomości z pytaniami - tak jak pisałam poprzednio - staram się udzielać rad na podstawie własnych doświadczeń, sukcesów i porażek. Dostaję też wiadomości z informacją, że kogoś zainspirowałam i spróbuje się postarać. To bardzo fajne i pisze o tym nie po to, żeby udowodnić komuś, że jestem taka fajna, kul, oh, ah. Nie. Chodzi mi o to, jak bardzo człowiek może się zmienić w ciągu zaledwie kilku miesięcy, poświęcając tylko pól godziny swojego czasu.


Oczywiście zgadza się, że na tego typu portalach ludzie psują atmosferę - dlatego kiedyś wypowiadałam się więcej, teraz nie mam zbytniej chęci czytać coniektórych bzdur, niemniej jeśli ktoś naprawdę potrzebuje - zawsze chętnie odpowiem, pomogę. Mnie nikt nie przeprowadził przez początki, przeszłam przez to sama, bardzo dużo szukałam, popełniałam błędy i nadal to robię, na nich się uczę. Co będzie dalej? Zobaczymy :)

Na forum before-after.pl został umieszczoy fajny filmik motywacyny, polecam :) :


Nie warto rezygnować dlatego, że nie idzie. Chodzić też nie nauczyliśmy się od razu, tylko trwało to trochę czasu, kosztowało trochę bólu i upadków ;)

wtorek, 4 grudnia 2012

Co to była za dieta cud?

Nie wiem, czy wspominałam, ale równolegle prowadzę bloga na Vitalii. Dzięki diecie, jaką u nich stosowałam 2x (ok 5-6 lat temu i drugą - ok pół roku temu) udało mi się zmienić nawyki żywieniowe i zacząć tracić na wadze to, co przybrałam przez idiotyczny tryb życia (inaczej się tego nie da nazwać). Nie jest to reklama, nikt mi za to nie płaci. W każdym razie często dostaję tam prywatne wiadomości z pytaniami, jak sobie radzę "na diecie" (podkreślam - to nie jest dieta, całkowicie zmieniłam tryb życia), co zrobiłam, jak bardzo się głodziłam, aby osiągnąć to, co osiągnęłam. Nic bardziej mylnego :)

Nie jestem dietetykiem ani instruktorem fitnessu, ale jest wiele prostych rzeczy, jakie możemy wprowadzać stopniowo.  Kilka zmian o wiele łatwiej jest wprowadzić, niż stawiać cały swój świat na głowie - wówczas bardzo często jesteśmy skazani na porażkę. 

Ja zaczęłam powoli. Zamiast białej mąki kupiłam ciemną - moją ulubioną jest ta: 

Na opakowaniu napisane jest, że mąka jest do wypiekania chleba, ale ja robiłam z niej ciasta (o tym za chwilę), naleśniki i inne rzeczy, jest przepyszna. Po kilku miesiącach od zmiany okropnie nie smakują mi potrawy na bazie białej mąki. 

Od czasu wprowadzenia zmian w ogóle bardzo zmieniło się to, co dociera do moich kubków smakowych. Wiele wyeliminowanych rzeczy nie smakuje mi tak, jak kiedyś. W moim przypadku to jest trochę tak, jak opisują ludzie efekt po rzuceniu palenia - nagle czuję smak.. 

Prawie zrezygnowałam z soli. Nie od razu. Stopniowo - najpierw soliłam mniej, teraz nie mogę znieść smaku posolonych warzyw - może to zabrzmi dziwnie ale tak, jak kiedyś sól dodawała im smaku, tak teraz go zabija - wolę ich naturalny, nie zakłócony niczym smak. 

Co jeszcze? Śmietanę zamieniłam na jogurt naturalny. Początkowo myślałam, że będzie niedobre, uwielbiała mizerię ogórki + śmietana 18%. 
Obecnie używam bardzo gęstych jogurtów - najbardziej lubię grecki. W ogóle nie odczuwam tęsknoty za śmietaną. 

Jeśli chodzi o cukier - ja cukru nie używałam do słodzenia kawy, herbaty, jedynie np do twarogu - obecnie szukam najlepszego rozwiązania. Z pomocą przychodzą stewia, miód. Mam zamiar wypróbować też w niedalekiej przyszłości inne cuda, jak np syrop z agawy. 

Szef szefów - olej kokosowy. Ile ja się go naszukałam w sklepach :) 
W końcu zamówiłam z allegro. Oczywiście nierafinowany. 
To cudo jest pyszne, bardzo zdrowe. Może wydawać się drogie jako alternatywa dla zwykłego oleju, ale wbrew pozorom tak nie jest, ponieważ używam dużo mniejszej ilości, niż standardowego oleju. W mojej kuchni gości też oliwa z oliwek - jest fajny patent na używanie jej w mniejszych ilościach, zamierzam zakupić to cudo w Lidlu : 




To jest taki spryskiwacz - nie ma potrzeby lać hektolitrów oliwy, a czasami ciężko jest wymierzyć. 

Oczywiście powszechnie znanym i ignorowanym równie powszechnie :) jest fakt, że zakupów nie można robić "na głodniaka". Ja przez te miesiące nauczyłam się tworzyć sobie listę tego, co będziemy jeść np przez tydzień, z tej listy potraw tworzyłam listę zakupów - dla wygody dzieląc ją na działy w sklepie - jest o wiele szybciej, kiedy mam oddzielną kolumnę z nabiałem, oddzielną z warzywami itd. Dzięki temu nawet gdybym chciała "podjadać", nie ma takiej opcji, a nie chce mi się specjalnie wychodzić do sklepu. 

Co do słodyczy - wcale nie jest tak, że ich nie jem - jem poprostu inne! Podczas mojej nowej diety jadłam ciasta, banany w czekoladzie - poprostu przygotowane w wersji light. Jem nawet pizzę w różnych wariacjach, które wcale nie są gorsze od tej zwykłej, tradycyjnej.

Inspiracji szukam m.in. w internecie, jest ich cała masa. Jedne lepsze, inne gorsze, ale każdy z nas coś tam wie i wie, co jest dla niego dobre. 

Ja dietowałam się na początku, ale mój mąż nie - jadł poprostu to, co ja - no bo po co gotować coś innego? Nie ćwicząc w ciągu 3 miesięcy od wprowadzenia zmian schudł ok 10 kg. 

Postanowiłam, że co jakiś czas będę dodawała kilka takich postów informacyjnych, może komuś się przyda, zaoszczędzi czas, zmobilizuje chociaż do małej zmiany. Nie chodzi tylko o super sylwetkę, ale o zdrowe ciało - wystarczy chociaż drobna zmiana raz na jakiś czas :)



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Mleko sezamowe domowej roboty

Dzisiaj dzień 12 - myślę, że odpuszczę sobie dzień off, żeby trochę nadrobić 3 dni przerwy.

Zmieniłam trochę dietę, bardziej stosuję się do przepisów w książeczki dołączonej do Insanity. Zobaczymy, jaki to będzie miało wpływ na efekty.

Przykładowy jadłospis na dzisiaj:

 śniadanie: owsianka z mlekiem, kawa
lunch: 2 łyżeczki masła orzechowego (jako przekąska:P tego nie było w planie:P), ok 130g steku wołowego + pieczony ziemniak + gotowane brokuły z łyżeczką musztardy (przygotowane wczoraj, dzięki temu dzisiaj kiedy wróciłam mega mega głodna ze spotkania, wrzuciłam tylko na minutę do mikrofalówki i voila! ;) )
przekąska: naleśniki proteinowe
kolacja: filet z łososia z pieczonymi ziemniakami
przekąska: białko z mlekiem sezamowym home made :D 

Wychodzi w granicach 1800 kcal - ale nie jestem precyzyjna co do grama, więc możliwe, że jest trochę więcej lub mniej.

Wczoraj jadłam podobnie, tylko na przekąskę zamiast steku miałam omlet - i pękałam! Czułam się wręcz przejedzona. Chyba faktycznie wcześniej za mało jadłam - o dziwo waga powoli, nieśmiało rusza w dół. 

Co do mleka sezamowego - zrobiłam je inspirując się przepisem z instagramu:P i modyfikując po swojemu. W nocy wymoczyłam kubek sezamu w wodzie, po czym wrzuciłam zawartość do blendera (dość dużego). Dolałam 1 kubek wody mineralnej (podobno przegotowana jest lepsza, bo się nie pieni, ale o tym wyczytałam już później) i blendowałam ok 2 minuty (dobrze jest nie nalewać całej wody naraz, bo wtedy szybciej się miksują ziarna). Potem dolałam jeszcze 3 kubki wody i blendowałam ok 30s razem. Następnie całość przelewałam do dużego słoika przez lnianą ściereczkę, żeby "odcedzić" właściwe mleko.  Muszę wreszcie naprawić aparat, żebym miała co pokazywać światu, zamiast samych wiadomości na sucho :D 

Z pozostałych resztek można robić dodatki do ciasteczek, zagęszczacze do sosów i jakieś inne cuda. Jeszcze nie sprawdzałam, bo nie przepadam za sezamem - jeśli ktoś jednak lubi np ciasteczka sezamki, w tym mleku się zakocha. Można je dosładzać np stevią, miodem, syropem z agawy, można miksować z bananem na koktajl albo z białkiem w proszku (ja je wykoszystuje przy tworzeniu koktajli proteinowych).

Ogólnie ile ludzi, tyle opinii o mleku - ja jakoś nie umiem zrezygnować z tradycyjnego, krowiego - za bardzo je lubię i ze zbyt wielu rzeczy zrezygnowałam. Staram się jednak maksymalnie je ograniczać. 

Jutro postaram się zrobić mleko z wiórek kokosowych :) 

PS Zastanawia mnie, jak wiele osób interesuje się świątecznymi potrawami w wersji light? Dietetyczne święta to kwestia mocno sporna, jednak każdą, nawet najcięższą potrawę wigilijną da się trochę odchudzić. Ja w tym roku nie odpuszczę :D