sobota, 14 czerwca 2014

Raw vegan



Wspominałam chyba ostatnio o naszej wyprawie na warsztaty raw? Dużo to poprzestawiało w głowie mojego męża w

kwestii odżywiania, a on zainspirował tym razem mnie - witarianizm pociągał mnie od dłuższego czasu, ale wiedziałam, że jeśli nie przejdziemy na niego razem, sama nie dam rady - a teraz zaczyna się chyba trzeci tydzień, kiedy jestem w 80-90% "raw vegan" - używam jedynie odrobiny mleka do kawy (walczę i z mlekiem, i z kawą :) ), złamałam się też dwa razy i kupiłam sobie babeczkę w bio piekarni. Jednak im dłużej jem surowe warzywa i owoce, tym mniej chce mi się słodyczy. Wcale nie jest tak, że jest mega drogo.
Dotychczas żywiąc się zdrowo, dla 2 osób wydawaliśmy średnio ok. 250 zł tygodniowo. Teraz wydatki są identyczne. Co więcej śledzę promocje, dzisiaj np. przyjechały do mnie zakupy z internetowego tesco z … 18 kg bananów!! Haha do tego 5 kg ogórków gruntowych. Banany w cenie 2,90.kg, więc bardzo mi się to opłacało. Chcę jeszcze raz zamówić taką ilość w ostatnim dniu promocji, żeby korzystać jak najdłużej. Zobaczymy, jaki będzie efekt. Na razie poza wspomnianym zanikaniem chęci na słodycze czuję się dobrze, do tego bez wyrzutów sumienia pochłaniam niewiarygodnie wręcz dużo owoców i warzyw, nie martwiąc się przy tym, że przytyję :)
Tylko pogoda marna i nie mogę biegać :( (nie mam kurtki czy bluzy, którą mogłabym ubrać do biegania w deszczu :( ). 
Od wczoraj też śledzę z zaciekawieniem Freelee Banana Girl - jej video na youtube wbrew pozorom dużo mi rozjaśniają, dopiero się uczę witarianizmu, a chcę przy nim pozostać jak najdłużej. 
Już nie mogę się doczekać własnych warzyw i owoców z działki :D 

Dodam, że oczywiście na zdjęciu po lewej są owoce poukładane na bananach, ale to i tak nie jest wszystko, co mamy zamiar zjeść w ciągu najbliższego tygodnia. Jeszcze co najmniej połowa tego jest już w lodówce ;)

Na razie jeśli chodzi o efekty - spłaszcza mi się brzuch, straciłam 3 kg, kilka cm z brzucha, poza tym czuję się lekko i nie mam po posiłku takiego uczucia, że muszę się polożyć, odpocząć, "dojść do siebie". 
Krostki na twarzy, z którymi walczyłam od prawie pół roku, a które nie chciały zniknąć ani po środkach ze sklepu, ani po wizytach u kosmetyczki - zniknęły prawie całkowicie, a co najważniejsze, nie wracają :) Mój mąż gubi nadmiar brzucha w znacznie szybszym tempie niż ja, bo miał więcej do zrzucenia. Niemniej jestem pewna, że jeśli nic nam nie pokrzyżuje planów, pozostaniemy wierni takiemu stylowi życia bo jesteśmy szczęśliwsi :)

środa, 4 czerwca 2014

Jedz i biegaj.

Jedz i biegaj. Tak wiele i tak niewiele.

Jakiś czas mnie tu nie było. Treningi, praca, zmiana żywienia - to wszystko pochłania 99,9% mojego czasu.
Z bieganiem jest coraz lepiej. Spokojnie mogę biegać 15 minut bez przerwy, potem około 4 minuty marszu i kolejne 15 minut. Biegam co drugi dzień, staram się codziennie. I co tydzień wydłużam czas biegu.

Ze względu na to, że znalazłam genialny motywator, jakim jest książka Beaty Sadowskiej, postanowiłam, aby nie utracić tego "kopa", szukać stale nowych inspiracji.

Tak trafiłam na Scotta Jurka. Nie chcę się jeszcze wypowiadać, bo nie dotarłam nawet do połowy (czas..), ale książka jest genialna. Pełna pozytywnego    dopingu (dla mnie), dodatkowo porusza dwa tematy, które mnie fascynują - bieganie i zdrowe żywienie.

Kilka tygodni temu udałam się razem z mężem na warsztaty surowizny - kuchni vegan raw. Zakochałam się. Mało tego, krok był niespodziewanie dobry - mojemu mężowi coś się przestawiło w środku, od tamtej pory chce jeść tylko surowe. Ja od poniedziałku jestem w około 80-90% raw i czuję się fantastycznie. Zobaczymy, jak będzie dalej. Jedynie nie przemogłam się jeszcze do tego, żeby jeść tak dużo warzyw i owoców, jak powinnam - ostatnio kolacyjną sałatkę chrupałam jakieś 40 min... ;)

Nie wiem, czy zostanę w tym sposobie żywienia. Testuję. Musimy też zużyć zapasy, jakie nam zostały - makarony, ryże, kasze - mamy ich dużo. Nie umiem też jeszcze odstawić kawy i mleka do niej. Wszystko z czasem, nic na siłę. Na razie będę się starała wprowadzać jeden posiłek z dodatkiem właśnie gotowanych zapasów (wymienionych wyżej), reszta na surowo.

Co jeszcze u mnie? Pogoda tragiczna, ciągle pada, a ja nie mam nawet bluzy z kapturem, nie mówiąc już o kurtce. Nie jestem hardkorem i nie biegam w deszczu (ale dojdę i do tego!;) ), a od kilku dni chodzi za mną pomysł włączenia do treningu Insanity - raz, że dla sprawdzenia siebie - jestem teraz inna, niż byłam kilka miesięcy temu i psychicznie nie sądzę, abym miała zrezygnować - a dwa, dla polepszenia wydolności i nie tracenia dni takich jak ten - wietrznych, zimnych, mokrych.. Tak więc dzisiaj zrobiłam sobie cardio power and resistance i.. dałam radę!!!! Fakt, że pompki robię półpełne, po ćwiczeniach można było ze mnie wyciskać, ale dałam radę! Dałam radę i zwolniłam tylko kilka razy, na kilka sekund. Naładowana pozytywną energią i szokiem chcę więcej... :)