środa, 12 września 2012

Witaj fazo 2 - 14.08

Właśnie skończyłam workout 5 , to było moje pierwsze podejście i... nie żyję. To pierwszy trening z Body Revolution, który tak mnie wymęczył! Przeraziły mnie pompki z obrotami na boki - dopiero co zaczęły mi wychodzić "męskie" pompki i to w liczbie 10 max 12, a tu takie coś :P ale za drugim razem stwierdziłam - a co mi tam - i jakoś poszło :) ogólnie wrażenia dobre, czuję, że coś się dzieje (nareszcie!), ale przyznam, że jest ciężko (no, ale to dobrze:D). Niestety nadal nie mam ekspandera, mam teraz tyle wydatków, ze muszę liczyć każdy dodatkowy. Jakoś daję radę z moimi butelkami wody - jednak nie jest lekko ;> niestety nie starcza mi czasu na turbofire i bieganie, na razie muszę się skupić na ważnych zleceniach i ledwo jestem w stanie wygospodarować czas na BR - ale z tego nie zrezygnuję napewno :) 
Co jeszcze? Waga pokazała 59,5 kg!! Jestem mega, mega, mega zadowolona - tak bardzo, bardzo chciałam mieć 5 z przodu - i tak ciężko na to pracuję. Teraz już może być tylko lepiej :) za to mój facet, choć podjada (ale już nie ma nic niezdrowego do podjadania jak wcześniej, więc cichaczem podżera jabłka, chleb chrupki, owoce) schudł ok 15 kg tylko na diecie, jaką mu serwuję. Jestem bardzo dumna z nas obojga, że dajemy radę (choć facet często próbuje się buntować:P ale ja go jeszcze zmuszę do sportu...:P szkoda, że lato się kończy, bo do połowy września nie mamy czasu na bieganie, a potem będzie miał wymówkę, że zimno:P). 

No nic - idę gotować Jillianową sałatkę z zielonej fasolki (w wersji z fasolką żółtą :P) i do pracy, rodacy ;) 

Acha - zrobiłam sobie takie porównanie z vitalii - na samym dole moje największe osiągnięcia, potem to od czego zaczęłam obecne figurowanie i na samej górze - jak jest teraz. Jestem z siebie dumna, niewiele brakuje, aby przekroczyć to, co było ostatnio i przy tym pozostać :)


Edit - jak tak patrzę na to, ile cm straciłam, ile kg, 10% zawartości tłuszczu w ciele - jestem w szoku i jestem z siebie taka dumna. Bez popadania w samozachwyt - ale nie czekałam, aż zrobię coś od jutra, albo od poniedziałku, nie przerywałam mając słomiany zapał - konsekwentnie idę do przodu i wcale nie jestem aż tak głodna, nie chce mi się słodkości - to kwestia samokontroli i przyzwyczajenia. Z każdym tygodniem jest trochę lżej, choć takiemu pasibrzuchowi jak ja nigdy nie przejdzie :) moje ciało zaczynam akceptować, ale jeszcze sporo rzeczy mi się nie podoba - nie mogę sobie wyobrazić ani przypomnieć, jak wyglądało tyle cm i kg więcej!!! Jak mogłam do tego dopuścić! Jak ciężko mi się chodziło, jak mało miałam energii!! Za jakieś 5 kg, 4 cm w udzie i tyleż samo w łydce będę już tak szczęśliwa, że zostanie tylko rzeźba i pozostanie na dobrej drodze zdrowego żywienia, zachowaniu równowagi i sprawdzaniu co tydzień, czy aby mi znowu cośtam nie wraca ;)) ( chyba, ze zmienie zdanie i postanowie dobrnac do tych 51 kg - na razie stwierdzam, ze wazniejsza rzezba - zobaczymy "w praniu" :) - mam tez nowy maly cel, ale na razie sie nie chwale, bo nie chce zapeszac nawet moim marzeniem)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz