środa, 16 października 2013

Jak to jest być niedziewczęcym do granic? Niby fajnie, a jednak.. cz. 1

Bardzo mi się ten obrazek podoba i pasuje :)
Dzisiaj udało mi się zmobilizować, ćwiczyłam stare dobre 30 day shred Jillian Michaels. Tak zwany powrót na statek matkę ;) przyznam, że nieźle ze mnie wycisnęło, czułam, że coś robię. Jutro i pojutrze jestem wprawdzie na walizach, ale w sobotę znów ćwiczę, nie ma pomiłuj :) Postanowiłam, że aby wrócić na dobrą drogę zacznę od tego, co lubię, żeby za szybko nie stracić motywacji. Mam też trochę innych planów - trochę o siebie zadbać. Nie tylko o pracę, zdrowe żywienie, dom i wszystko inne i innych naokoło. Trochę "pustactwa" chyba nie zaszkodzi? Na początek muszę się w końcu nauczyć malować !! Jedyne, czego używam, to krem bb i maskara, czasami zaszaleję i dorzucam czarną kredkę na linii wodnej oka. Nie umiem też się czesać, co postanowiłam sobie zmienić. Już rok temu sobie to obiecywałam - zaszalałam wtedy nawet, kupiłam zestaw pędzli do makijażu (tak lipnych, że od dawna powinny leżeć w śmietniku.. w dodatku jeden ukradła mi klientka hhahah) i paletki, których rozszyfrowanie znalazłam na youtube :P ale oczywiście szybko się zniechęciłam i zostawiłam to za sobą. Postanowiłam trochę się zmobilizować i zacząć od nauki konturowania facjaty (powodzenia.. dla mnie to czarna magia.. klientkom w PS wyciągam na twarzy cuda, ale kosmetykiem na sobie - nie umiem, nawet z gotowym tutorialem. To jest jakaś wrodzona oporność). Chciałam też nauczyć się czesać, znalazłam nawet dość fajny kanał na youtube, gdzie babeczka pokazuje wszystko krok po kroku. W jej wykonaniu suszenie "na szczotkę" wydawało się tak banalnie proste, że "zaszalałam" i spróbowałam dzisiaj - niestety, mam 2 lewe ręce do takich rzeczy, jestem tak niedziewczęcą dziewczyną jak to tylko możliwe w dziedzinie urodowej. Muszę się gdzieś wyżyć, dzisiaj za kartkę z pamiętnika posłuży mi ten blog :P
Kolejne wyzwanie? (dużo tego:P) Dla zdrowia włosów (strasznie mi zaczęły wypadać) i skóry postanowiłam pić drożdże. Dzisiaj mój pierwszy dzień, dla przyzwyczajenia zaczynam od 1 napoju dziennie (jestem pełna podziwu dla osób, które dają radę więcej, ale pewnie się przyzwyczaję:D). Muszę sobie stworzyć kilka rzeczy do odhaczania, wtedy się zmobilizuję.. mam nadzieję, że wystarczy mi samozaparcia, bo po akcji walka z suszarką i szczotką nie jestem już taka pewna swego... :P cdn

niedziela, 13 października 2013

Kopnij mnie proszę w 4 litery ;)

Moi drodzy, wbrew pozorom bardzo łatwo jest zejść na złą drogę myśląc, że się na niej nie jest. Najtrudniej jest "obudzić się". Tak więc i ja mam od dłuższego czasu swojego "lenia" i jakoś nie mogę się ogarnąć. Najlepszą wymówką było to, że ciągle musieliśmy chodzić na działkę, a tam przecież i tak pracowałam fizycznie. Po działce przychodził czas na przetwory (fakt, dzięki temu mam masę zdrowego jedzenia na zimę, ale o tym innym razem), nadrabianie książek, mózgojebczych seriali i tym podobnych. Okazjonalnie ćwiczyłam, ale nie regularnie. Miałam swoje nowe "fazy" - blogilatesy, tone it upy i tym podobne, wracałam nie raz do Jillian Michaels czy Shoun T (Insanity, T25 itd), ale ponieważ dzięki dobrej, czyli zdrowej diecie utrzymywałam fajną sylwetkę, nie miałam takiego "parcia". Tak między palcami uciekło mi dobrych parę miesięcy. Znowu zaczynają mi wracać doły, nie mam odleglejszego celu (nie żebym się nudziła, mam co robić - praca i dojazdy zajmują jakieć 95% mojego dnia..), nie mam tego pozytywnego "kopa". A muszę się w końcu porządnie kopnąć w zadek i zabrać za powrót do lepszej formy fizycznej (powoli zaczynam się zastanawiać: gdzie się podział mój biceps? :P Był marny, ale zanika..). Przede mną znowu tydzień na walizkach, kolejna wymówka. Muszę się w końcu ogarnąć.