poniedziałek, 28 stycznia 2013

Inhaler

Dzisiaj będzie luźniejszy post.  A więc (tak wiem - nie zaczyna się tak zdania;P) - wczoraj kiepsko się czułam. Bardzo bolał mnie brzuch, dlatego odpuściłam sobie yogę i leżałam pół dnia w łóżku. Jestem dumna z siebie - mój samiec kusił mnie zamówieniem pizzy (on jest niestety słabszym ogniwem w kwestii naszego żywieniowego nawrócenia), był taki moment, że prawie się złamałam, ale udało się odmówić i dzisiaj dzięki temu ominął mnie kac - moralny oczywiście ;D I tak też jedząc sobie na kolację chudy twarożek z jogurtem i stevią miałam naprzeciwko siebie lustro - a raczej siedziałam do niego bokiem - moja pierwsza, niekontrolowana myśl: jezu, ale wielka łapa!! (zarys mięśni, nareszcie, do tej pory widziałam tylko lekki biceps ;>)

 Hahahaha aż podeszłam do lusterka sprawdzić, ale to chyba tylko światło tak padało, jednak w sumie to się cieszę - nie chcę mieć przerośniętych ramion i raczej moich mięśni, ciężko wypracowanych, za bardzo nie widać, ale wczoraj przypadkowo zobaczyłam, że jednak są jakieś efekty mojej pracy. Co mnie niezmiernie ucieszyło :D Marzą mi się takie ramiona, jak na obrazku po prawej. Jeszcze sporo pracy przede mną :)

Od dłuższego czasu interesuję się też tak zwanym "czystym jedzeniem", bardzo popularnym na zachodzie - najwięcej obserwowanych przeze mnie instagramów jest właśnie o tematyce "clean eating". Niestety nie udało mi się odszukać wielu polskojęzycznych materiałów na ten temat. Angielski nie jest dla mnie problemem, ale jednak lepiej czyta mi się w swoim języku. Poza tym, jak pisałam kilka notek wcześniej, wiele produktów jest u nas niedostępnych.

W skrócie idea "eat clean" polega na jedzeniu jak najmniej przetworzonej żywności. Unikaniu sodu, barwników i innych świństw. Jedzenia świadomie i przygotowywania sobie posiłków samemu. Niby nic prostszego, a jednak nie do końca. Taka czysta i zbilansowana dieta poprawia nie tylko zdrowie, ale i przyczynia się do lepszego wyglądu. Ja staram się z większymi lub mniejszymi sukcesami trzymać głównych zasad od sierpnia ubiegłego roku. Nie udało mi się m.in. zrezygnować całkowicie z kostek rosołowych i mięsnych (dodaję do mniejszej ilości potraw i połowę, zamiast całej), czasami pozwolę sobie kupić uwielbiane przeze mnie sosy instant Winiar, więcej grzechów (chyba?) nie pamiętam.

Co do przygotowywania jedzenia (wiele osób narzeka, że czysta dieta jest zbyt czasochłonna) - staram się przygotowywać większość rzeczy 2-3x w tygodniu, pakować w pudełeczka lub woreczki do mrożenia żywności (też było o tym wcześniej, fantastyczna sprawa dla zabieganych, można sobie przygotować np zupy, koktajle i inne rzeczy na cały tydzień) itd. Potem wystarczy tylko wyjąć z lodówki :) Gdybym miała dużą lodówkę, przygotowywałabym jedzenie na cały tydzień. Warto zapoznać się z zasadami "czystego jedzenia". Sporo informacji jest tutaj: klik , ale też bardzo wiele osób prowadzi blogi, instagramy czy fanpage, gdzie porusza tą tematykę, są umieszczane przepisy, zdjęcia, informacje o zamiennikach i pomocne porady.

Z jeszcze bardziej przyziemnych rzeczy - pół soboty spędziłam na czytaniu :) Uwielbiam książki - głównie ambitniejszą literaturę, ale zdarzy mi się też sięgnąć po coś lżejszego, żeby trochę wyluzować. Jakiś czas temu wciągnęłam się w serię True Blood , przeczytałam wszystkie książki w bardzo krótkim tempie. W sobotę padło na Pretty Little Liars - naprawdę przyjemna książka, lubię kryminały (jeszcze bardziej horrory), a tu jest to połączone z lekką literaturą.
Kiedyś moją ulubioną serią były Kroniki Wampirów Anne Rice - czytałam je jeszcze w liceum, zanim zrobiła się moda na wampirze klimaty - niestety, wampiry w stylu "Zmierzchu" do mnie nie przemawiają. Lubię też popularne książki Carlosa Ruiz Zafona, chyba poprostu trafia do mnie mroczniejsza literatura (nie cierpię książek stereotypowo kobiecych - o miłości, rodzinie i dobrze się kończących). Uwielbiam Miasto Kości i przenigdy nie obejrzę ekranizacji, bo wystarczył mi trailer, aby się skutecznie zniechęcić. Nie chcę sobie popsuć książki (tak jak bardzo żałuję, że oglądałam Queen of the Damned - może gdybym wcześniej nie czytała książki, to byłoby ok, ale w porównaniu z nią - film był straszny..).
Uwielbiam literaturę skandynawską, kino europejskie - ostatnio jakoś skupiłam się bardzo na pracy, nauce (cały czas się dokształcam, ale na własną rękę) i ćwiczeniach, a właśnie zdałam sobie sprawę, że od lat nie trafiłam na jakiś film, który by mnie zwalił z nóg (uwielbiam mózgojeby - no, może ostatnio Porozmawiajmy o Kevinie był takim zrywem), czytałam za lekkie książki. Czas się chyba trochę odhamić :D

Piosenka na dziś, która prześladuje mnie "od pierwszego usłyszenia":


Jeeej, ale się dzisiaj rozpisałam :>

piątek, 25 stycznia 2013

Stoję na rzęsach ;>

Dzisiaj post będzie w nieco innej tematyce. Od razu zaznaczam, że jestem laikiem, jeśli chodzi o makijażowe sprawy. Mam kilku swoich faworytów, używam niewielu kolorowych kosmetyków, jestem jednak wielbicielką maskar do rzęs.

Od dłuższego czasu żaden tusz nie był w stanie przebić moich ulubionych - Lancome Hypnose Drama i Lancome Precious Cells - dla mnie idealny efekt. Mam to szczęście, że moje rzęsy naturalnie są bardzo gęste i długie, jednak mam przezroczyste końcówki, dlatego muszę je tuszować. Ostatnio z braku finansów (145 zł w Douglas) na Lancome postanowiłam poeksperymentować z nieco tańszym kosmetykiem, konkretnie L`Oreal, Volume Million Lashes Excess. Dawno, dawno temu miałam tusze tej firmy i niestety tym razem moja reakcja jest taka sama. Na zdjęciach zapewne tego nie widać (mój aparat umarł i z braku laku robię zdjęcia ipodem, pierwsze oko jest bez tuszu - lewy górny róg - pozostałe: z tuszem). Efekt może nie jest taki zły, jednak tusz - przynajmniej u mnie - skleja rzęsy, zostawia gdzieniegdzie grudki i po kilku godzinach obsypuje się. Piszę o tym, ponieważ szukając przed zakupem nie znalazłam zbyt wielu recenzji, a być może komuś się przyda. Jak pisałam - tusz nie jest zły, dałabym mu 5 na 10 punktów, jednak pomijam stosunek jakości do ceny - przed Lancome korzystałam z tańszych tuszy m.in. Rimmel i były o wiele leprze niż ten. Płacąc 56 zł za tusz nie oczekuję może cudu, ale jednak trochę lepszej jakości. Nie jest tragiczny, ale jako fotograf mam obsesję na punkcie dokładności, efektu, nie lubię więc, kiedy z wielu rzęs robi mi się kilka posklejanych grudek. Mam drugą nauczkę, aby nie kupować maskar tej firmy ;)

środa, 23 stycznia 2013

Walentynki "fit"




Chwilę temu dostałam ciekawe pytanie i postanowiłam odpowiedź rozwinąć w formie postu - myślę, że wiele osób dbających o linię i lubiących ruch zastanawia się nad tym - chodzi mianowicie o walentynki podczas diety czy też przestawiania się na zdrowszy tryb życia.

Nie będę zapewne jedyną osobą poruszającą ten temat i wątpię, abym przekazała coś odkrywczego, ale może komuś to pomoże.

Ja i mój mąż z reguły celebrujemy walentynki sam na sam - ja nigdy nie lubiłam tego święta, bo to takie "na przymus" - wiem, może to mało romantyczne, a jednak ja preferuję codzienne okazywanie sobie nawzajem uczucia, bez specjalnej okazji. Z moim mężem jedne tylko walentynki spędziliśmy szczególnie - pojechaliśmy na weekend do Wenecji - jednak była to nasza spóźniona mini podróż poślubna - wybraliśmy okres mający plusy i minusy - otwarcie tamtejszego karnawału - owszem, było pięknie, jednak natłok ludzi nie pozwolił w pełni cieszyć się czasem sam na sam i zwiedzeniem tego cudownego miejsca - napewno jeszcze kiedyś tam wrócimy, w mniej obleganym okresie.

No właśnie - jedną z ciekawszych opcji jest weekendowy wyjazd. Obecnie jest bardzo dużo możliwości - można niskim kosztem wykupić pobyt w hotelu - np. za pomocą zakupów grupowych - my tak robimy od 3 lat, wyjeżdżając na weekend gdy wypada nasza rocznica ślubu, żeby trochę odpocząć razem i nie mieć wymówki, by iść na chwilę popracować - nie jeździmy daleko, ale zawsze wracamy zadowoleni i wypoczęci. Ostatnio jednak preferujemy aktywniejszy tryb życia - bez ciężkich restauracyjnych kolacji czy objadania się popcornem w kinie. Np. nasz ostatni wyjazd spędziliśmy korzystając maksymalnie z hotelowych atrakcji - gry w bilard, tenisa stołowego, basenu. Nawet nie musieliśmy ruszać się z hotelu, a dzięki okazyjnemu zakupowi cała impreza kosztowała nas ok 300-400 zł, łącznie z dojazdem i wyżywieniem (niestety nie lekkim, czego żałuję).

Tutaj pojawia się szereg możliwości - w tym roku na przykład planujemy wybrać się na warsztaty sushi - jednak nie z okazji walentynek, a wspólnego spędzenia czasu; myślę też o jakichś kreatywnych kursach - rzeźbienia, albo np. wystroju wnętrz. Oprócz tego są zabawy jak squash, aquapark, kręgle; jeśli kolacja, to bioway czy greenway, albo właśnie sushi. Jeśli alkohol - to raczej lekki drink, albo wino - nigdy piwo. Lubimy wspólnie gotować, jest przy tym masa zabawy.

Lubimy też razem pograć na xboxie - kineckt ma do zaoferowania wiele gier umożliwiających wspólną zabawę w ruchu.

Chciałabym też zapisać się razem z mężem na jakieś zajęcia sportowe, np sztuki walki - na razie jednak ze względów finansowych muszę poczekać.

A wy jak spędzacie wolny czas razem z drugą połówką w zimowe weekendy i wieczory? :) Świadomie nie wyczerpałam tematu ;)

ciężko dostępne produkty i inne "takie tam"




Po wielu poszukiwaniach nareszcie dorwałam w sklepie (konkretnie w Lidlu) musztardę Dijon . Może nie miałam szczęścia, ale nawet w dużych sklepach trafiałam na wiele innych jej rodzajów, tylko nie ten, którego poszukiwałam. Dlaczego Dijon? Jest polecana w bardzo wielu różnych dietach, zalecana do lekkich potraw - nie zawiera cukru, co jest o wiele ważniejsze, niż kalorie i tłuszcze - w końcu musztardy nie używamy bardzo dużo, tylko np pół łyżeczki na kanapkę, czy łyżkę do sałatki.
Gorąco polecam, musztarda jest bardzo dobra, właściwie nie odczułam jakiejś większej różnicy w stosunku do innych, np sarepskiej. Akurat trafiłam na promocję, więc od razu kupiłam 3 :D





Niestety mam wrażenie, że w PL wszystko pojawia się albo później (przykład: cola zero, kiedy mieszkałam w Niemczech, w 2005 albo 2006 roku, tam była to nowość, u nas bodajże rok czy 2 lata później?, niektórych rzeczy do tej pory nie ma - choć produkty danej firmy są, to dostępny jest o wiele mniejszy wybór). Szukałam wielu rzeczy - płynnego białka jaj, które np w Usa jest dostępne prawie w każdym sklepie. Kiedy chcę kupić pigwę, olej kokosowy, bataty - przecież wydziwiam :) mam wymyślne pomysły - w sklepie kupię zwykłe jabłka, ziemniaki, ewentualnie oliwę z oliwek. Kiedy poprosiłam sprzedawczynię o chudą wołowinę - jej wzrok - bezcenne :D nie wspomnę już o bekonie z indyka - czego szukam od czerwca, a w sklepach nie uświadczyłam do tej pory :D






Nie chcę być marudna, bo nie taki jest mój zamiar, jednak od dłuższego czasu borykam się z tym problemem - mam na coś ochotę, ale tego po prostu nie ma. Oczywiście, można jakoś sobie poradzić ze wszystkim - samemu zrobić mleko migdałowe, wyrzucać żółtka z jajka (nie cierpię wyrzucać żywności..), kombinować, kombinować, kombinować.. a jednak wkurza mnie, że mam masę rzeczy utrudnionych i wielokrotnie spotkałam się z opinią, że bez sensu wydziwiam z jedzeniem i niepotrzebnie szukam wymyślnych rzeczy. Po co kupuję ciemną mąkę, przecież ludzie jedzą białą i jakoś żyją. Po co mi oliwa z oliwek, skoro można używać zwykłego oleju roślinnego i żyć? Olej kokosowy? Na głowę upadłaś? A ja nie tylko chcę być zdrowa, żyć długo i być ładnie zbudowana, ale przyznam też, że uwielbiam próbować nowych rzeczy, smakują mi "niekonwencjonalne" na codzień w polskich domach smaki (nie ubliżając naszej rodzimej kuchni, którą oczywiście uwielbiam ;>) i pytanie: dlaczego nie? Nigdy nie rozumiałam, dlaczego miałabym się godzić z tym, że mam mniej i nie zawalczyć o coś większego - tak jest na wszystkich płaszczyznach mojego życia, również w przypadku jedzenia - jeśli nie mogę czegoś zdobyć tak poprostu, szukam tego dotąd, aż znajdę lub kombinuję z zamiennikami. Czy to zła cecha? Przykro mi, w takim razie jestem winna ;))

No, rozpisałam się i trochę mnie poniosło, ale to dla mnie temat rzeka i znam równie wiele osób, które się ze mną zgodzą, co przeciwników i mających mnie za wariata ;))



A dzisiaj przypada dzień zakupów, więc właśnie głowię się nad tym, jak tanio a dobrze i smacznie skomponować nam tydzień i na co mam ochotę :D Na 100% nie zabraknie dietetycznego chili, jakie znalazłam tu: Klik! , muszę też pokombinować z jedzeniem, bo waga stoi, cm stoją w miejscu, nic się nie rusza od bardzo długiego czasu - mam dość tego plateau  ;)) Na 99,9% jest to spowodowane tym, że trochę oszukuję - tu zdarzy mi się kilka kostek czekolady, tam ciastko, a niestety jeszcze nie jestem na tym etapie, na którym chciałabym, aby spadki stanęły. Czas być uczciwym wobec siebie, dlatego metodą małych kroczków - postanowiłam sobie, że od dzisiaj przez tydzień muszę wytrzymać bez oszukiwania, poprosiłam też mojego męża żeby pilnował, abym w dniu zakupów nie pakowała do koszyka croissantów (niestety, zwłaszcza te z Lidla, maślane, to moja pięta achillesowa :/ ), a jak mam mega doła, żeby nie zgadzał się iść dla mnie do sklepu po ciastka :P Niestety potem zamiast poczuć się lepiej, czuję się gorzej, bo jestem zła na siebie, że marnuję swój czas i ciężką pracę.
Myślę też o zmniejszeniu porcji jedzenia, a zwiększeniu ilości posiłków w ciągu dnia (obecnie jest to 4-5 posiłków dziennie, ale ponieważ pracuję w domu, mogę to rozbić nawet na 6-8 mniejszych, dla podrasowania metabolizmu). Poczekamy, zobaczymy. Jeśli to nie pomoże, będę musiała zacząć liczyć kcal, czego nienawidzę :) ale widocznie inaczej mi nie idzie.

Co do ćwiczeń - miałam 2 dni przerwy (ale za to nie robię nigdy dnia "rest"), ponieważ byłam u mojej mamy na krótko i chciałam wykorzystać cały czas na spędzenie go z rodziną - teraz nieprędko tam pojadę. Dzisiaj za mną Kenpo - mój ulubiony trening p90x - najchętniej wrzuciłabym go jeszcze w miejsce Legs & Back, za którym nie przepadam ;)


czwartek, 17 stycznia 2013

Płaskodupie


Jak w temacie hahaha



Przeglądałam dzisiaj moje zdjęcia do kartoteki x (patrz: poprzednia notka) i stwierdzam, że po utracie ponad 12 kg (obrazek po lewej:D robione kilka mies. temu, teraz czarne spodnie też są trochę zbyt luźne:D; ułożone inaczej, bo czarne to biodrówki, a te jasne są z wysokim stanem - więc różnica spora) stałam się płaskodupcem :D moje siedzenie prawie nie odcina się od nóg - wyżej jest lepiej - ładna granica dzięki ćwiczeniom supermen itp - jednak dół to jakaś załamka :D


Wiele razy zabierałam się za ćwiczenia Brazil Butt Lift ze stajni Beachbody  - niestety strasznie drażni mnie Leandro - prowadzący - jest taki .. co tu dużo mówić, pozytywny i uśmiechnięty aż do przesady:D nie lubię też układów synchronizacyjnych itp.. jednak za którymś podejściem muszę się w końcu przemóc i przetrwać chociaż te 30 dni (poważnie się zastanawiam, czy nie zacząć ich w połowie przyszłego tygodnia, po powrocie z krótkiego wyjazdu).


Kiedyś już chyba wstawiałam to zdjęcie z jednego z moich ulubionych blogów o tematyce Beachbody etc, tak zwane przed i po. Myślę o tym, żeby wprowadzić część ćwiczeń z BBL, pomijając te stricte na brzuch i ramiona - to mam w p90x i bez sensu jest to powtarzać, co za dużo to i świnia nie zje jak to mawiają najstarsi górale ;)))

A tak poważnie - nie jest to dla mnie jakiś dramatyczny problem, bo moim największym kompleksem są nogi (jestem tak zwaną gruszką, od brzucha w górę jest super - tylko do wyrzeźbienia - a z nogami niestety najlepiej nie jest), ale jak już się rzeźbić, to na całego ;>

A propos bloga Kati - klik - bardzo polecam lekturę, szczególnie części kulinarnej, korzystam bardzo często z jej przepisów i nie było ani jednego niewypału - najlepsza jest dietetyczna pizza z kalafiora (wstawiałam kiedyś tłumaczenie z moimi małymi modyfikacjami) - robiąc ją byłam sceptyczna, ale jest przepyszna, a o ile lżejsza i zdrowsza :D

Kati też wstawiła fajne porównanie, co można kupić w cenie pizzy - często przewija się podobna tematyka, ja w przypływie czasu też chciałabym poświęcić temu notkę - ciągle słyszę, że ktoś nie będzie się zdrowo odżywiał, bo mu wyjdzie drogo.
Idąc tokiem Kati - jedna pizza w miarę standardowa to koszt ok 20 zł. Za 20 zł mogę kupić (np w Lidlu) 250 g łososia, szpinak, kaszę gryczaną, limonkę, sałatę, jogurt grecki - jeszcze zostanie $, a mamy zdrowy i przepyszny obiad dla 2 osób + 3 woreczki kaszy gryczanej do następnych dań ;) Można? Można, trzeba tylko przestać szukać sobie byle jakich usprawiedliwień na każdym kroku.

Tyle na dzisiaj, temat zostawiam na dłuższy wywód ;) A notkę zamykam moim brzuchem na "dzień dzisiejszy" (z tego przynajmniej jestem dumna hahah - żeby nie było - do wyrzeźbienia i jeszcze trochę pomniejszenia, ale tragedii nie ma ;> a było źleee)

środa, 16 stycznia 2013

kenpo

Właśnie skończyłam Kenpo X - oficjalnie mam jeden tydzień P90X za sobą - choć z 3 dniową przerwą i mieszaniem w ćwiczeniach, więc traktuję to raczej jak wstępne przygotowania, poznanie materiału itd, jutro zaczyna się oficjalny tydzień 1.

Gdzieś na blogach czytałam, że ktoś założył sobie folder "z archiwum x" czy jakoś tak, i tam trzyma swoje zdjęcia robione co jakiś czas - tzn zdjęcia sylwetki - dla porównania i motywacji. Ja do tej pory trzymałam jakieś fotki na ipodzie, ale nie mam tam dat, nie mam oddzielnego foldera i stwierdziłam, że to fajny pomysł - tak więc jutro czas na zdjęcie 0 ;) robię to dla siebie, raczej nie zamierzam publikować - a bynajmniej nie całości, jednak najbardziej motywująca jest widoczna zmiana swojego własnego ciała (tak miałam np po 30 day shred czy body revolution Jillian Michaels).

Jestem zakochana w Kenpo X :D co prawda świszczałam strasznie (niestety problemy oddechowe, muszę wsiąść d w troki, iść do lekarza i załatwić sobie jakieś inhalatorki i inne bzdety - zasilić finansowo lokalną aptekę i takie tam:P). Jak na razie to chyba mój ulubiony trening z P90X. Aż mi się humor poprawił :D

Jedzeniowo trochę kuleję, zła jestem na siebie, bo wczoraj zjadłam pączka (co niestety aktywowało mi tęsknotę za słodkim, niezdrowym i wstrętnym:D), ale dam radę. Nie ja jestem dla jedzenia, tylko ono dla mnie.

Dzisiejszy plan jedzeniowy:

- śniadanie: kawa + owsianka na mleku i kilka suszonych żurawin
- 2 śniadanie (po treningu): białko truskawkowe z mlekiem 0,5% (nie mogę się zmusić by zrezygnować z mleka, za bardzo kocham:D ale ograniczam)
- obiad: sałatka z ryżu, groszku z marchewką, 1/2 piersi kurczaka
- przekąska 1: jabłko
- przekąska 2: 1/2 kostki twarogu chudego z jogurtem greckim i stewią
- kolacja (jeśli twaróg mnie nie zapcha:D): nie mam pojęcia może jakaś kanapka na chlebie ryżowym albo sałatka, chyba, że kupię jajka, wówczas                      ----------------------------------->

(przepis: http://archive.bodyrock.tv/2011/12/04/bodyrockers-eggs/ - kocham, boskie boskie boskie <3)

Tyle dzisiaj w temacie. FIN.

wtorek, 15 stycznia 2013

Tricepsowe flaki, demerara i inne takie tam ;>




Blehhh choroba mi wróciła i miałam 3 dni przerwy w treningach :/// ale już jestem :D




Wczoraj postanowiłam pobawić się w p90x z cięższymi hantlami - zamieniłam 2kg na 4, tylko przy wyciskaniu tricepsów zabierałam się za 2 kg - niestety to jest mój słaby punkt :( Było ciężko, ale dałam radę. Mięśnie ramion wyglądają coraz ładniej :) niestety nadal muszę walczyć z tri-"flaczkiem" - zdjęcie po prawej jest stare, na szczęście biceps jest trochę bardziej widoczny niż to coś na fotce :D


Dzisiaj ćwiczenia na nogi :D wiem, że źle robię pomijając yogę, ale chcę trochę nadrobić stracony czas, dopóki znowu mnie coś nie rozłoży. Miałam też w planach w weekend oddać krew, ale nie wiem, czy będę się czuła na siłach i ile potem muszę mieć przerwy w treningu (będzie trzeba doczytać i się dokształcić :) ).

Niestety na razie błyskotliwych porad brak - cały czas dochodzę do siebie, staram się ogarnąć po długim czasie prawie wyciętym z życiorysu (choroba, potem astmo-ataki, ponad miesiąc do tyłu spowodowany wyczerpaniem organizmu :/ ). Nie wiem jeszcze, co ze sobą zrobię. Szukam jakiejś normalnej pracy - odzwyczaiłam się od rozsyłania cv tu i tam, bo przez 5 lat miałam szczęście pracować w tej samej firmie, niestety ta padła, a ja z fotografii mogę utrzymywać się raczej tylko w sezonie wiosenno-letnim. Mam parę pomysłów ze zrobieniem czegoś na własną rękę, innej opcji chyba nie ma. (Szkoda, że program bycia trenerem Beach Body nie obejmuje PL i Europy hahaha). Zobaczymy, co z tego wyjdzie, w każdym razie w całej tej stercie problemów mam stały punkt zaczepienia jakim są treningi i to mi daje bardzo dużo. Trudno to wytłumaczyć, ale jest coś pewnego w tym dziwnym w moim życiu okresie i to mi daje bardzo dużo pozytywnej energii i pomaga się nie załamywać - oby do przodu :)


Przepraszam za obrazek, ale rozbroił mnie  :D

---edit---

Już wiem, co miałam napisać. Strasznie męczy mnie ab ripper. Nie wiem, czemu. Ćwiczenia owszem, dają wycisk, ale tak strasznie się nudzę, że robię góra połowę i odpuszczam. Jakoś nie mogę się zmusić (a muszę!) :/ Czy Was też tak nudzą te ćwiczenia?

--- edit 2 ---

Ah te dziury w mózgu :D

Ostatnio dużo czytam o różnych zamiennikach cukru. Co o tym sądzicie? Ja osobiście zadowalam się stewią - używam jej tylko w skrajnych przypadkach, np. do twarogu na słodko - niestety głównym problemem jest tu mój mąż - a raczej brak cukru jest głównie problemem mojego męża ;)) Jest cukroholikiem, stewia za nic mu nie podchodzi (próbowaliśmy, fakt, jest gorzka a jego determinacja w zmianie sposobu żywienia jest bliska zeru, raczej robi to dla mojego szczęścia ;>). Myślałam na początku o nierafinowanym cukrze brązowym - cenowo niewiele różni się od białego. Czytałam też o cukrze demerara, o ksylitolu - niestety ten jest już trochę droższy, a ja w obliczu poszukiwania pracy muszę trochę zacisnąć pasa. Macie jakieś swoje sposoby na słodzenie tak, żeby np herbata/kawa smakowała jak z cukrem? Ja zaczynam eksperymentowanie na nowo - może w końcu znajdę złoty środek dla mojego samca :D

czwartek, 10 stycznia 2013

Banana - Superman !


Szybkie podsumowanie. Jestem po 3 treningu z p90x lean. Jest.. fajnie ;D jednak ciężary to jest to, co kocham. Insanity było ok, też bardzo to lubiłam, po każdym treningu byłam z siebie mega dumna, że daję radę. Mimo wszystko ćwiczenia z Tonym do mnie przemawiają :) Zobaczymy, jak będzie dalej. Na początek, żeby wrócić do formy, ćwiczę z hantlami 2 i 4 kg (innych aktualnie nie posiadam), najczęściej używam 2. I.. boli mnie tyłek hahaha już drugi dzień ;) a dnia ćwiczeń na nogi jeszcze nie było :P więc strach się bać. Mimo to wykonywanie ćwiczeń nie sprawia mi problemów - owczem, czuję wycisk, ale jestem w stanie większość zrobić. Wkurza mnie jedynie banana-superman, czuję się jak turlający się pies :P



Co do diety - nadal nieprzerwanie jest ok, z małą wpadką wczoraj w postaci 2 croistantów (z reguły pozwalam sobie na nie raz na 1-2 tygodnie, przy okazji zakupów w Lidlu).

U lekarza jeszcze nie byłam - totalnie nie mam kiedy :( na szczęście przy ćwiczeniach z p90x jakie miałam do tej pory nie miałam zbytnich problemów z oddychaniem, jedynie trochę "pokaszlałam" :P

Żeby nie przynudzać - dostałam nominację do "Libster Award" od http://chocoo-lady.blogspot.com/ - trochę już bloguję, ale dopiero przy tej okazji zainteresowałam się, cóż to takiego ;))

Zasady:

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób ( informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

 Moje odpowiedz:

1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?

Wcześniej pisałam "pamiętnik" dla siebie na Vitalii, gdzie bardzo często dostawałam pytania od osób dopiero zaczynających swoją przygodę ze zdrowym trybem życia, ćwiczeniami itd - zamiast odpowiadać prywatnie pojedyńczym osobom, postanowiłam dzielić się swoimi doświadczeniami bardziej "globalnie". Poza tym to dobra motywacja do dalszej walki ;)

2. Przysmak, który kojarzy Ci się z wakacjami to...

borówki amerykańskie!!, arbuz, maliny

3. Jeśli złota rybka chciałaby spełnić jedno Twoje marzenie, to co by to było?

fotografie mojego autorstwa w Vogue, Harpers Bazaar etc ;)

4. Rzecz bez której nie wyobrażasz sobie życia?

mój kochany aparat fotograficzny

5. Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę?

dużo książek

6. Co jest Twoją największą zaletą?

wyobraźnia? ;) determinacja

7. Twój przepis na idealny poranek?

dłuuuuugi sen i śniadanie do łózka (koniecznie świeże owoce:D)

8. Sport grupowy, czy indywidualny?

indywidualny :)

9.  Jeśli mogłabyś dostac karnet na dowolną aktywność fizyczną, to co byś wybrała?

kickboxing !!

10. Jak radzisz sobie z zimowym złym nastrojem?

kofeina i ćwiczenia :)

11. Podaj tytuł filmu idealnego na poprawę nastroju.

Zanim wody odejdą, Eurotrip (stare, ale jare, hit wielu domówek z czasów studiów:D), Joe Black, Garden State



Moje pytania

1. Co robisz w długie, nudne wieczory

2. Ulubiony blog o tematyce modowej

3. Ulubiony blog o tematyce makijażowej

4. Podskoki, czy ciężary? ;)

5. Wymarzone miejsce na spędzenie wakacji i dlaczego?

6. Najważniejszy (i osiągalny!) cel na 2013?

7. Twój największy sukces?

8. Najśmieszniejsza sytuacja, jaka przytrafiła mi się w 2012 roku..

9. Ulubiony blog kulinarny

10. Jeśli mogłabym wybrać jedną supermoc, byłoby to..

11. Jak wyobrażam sobie siebie za 5 lat :)

Nie wiem, czy pytania nie są nudne, ale nie mam weny :D

Nominuję do zabawy:

1. http://lifestylescrapbook.blogspot.com/

2. http://fit-bieganie.blogspot.com/

3. http://polish-gal.blogspot.com/

4. http://oponka2.blogspot.com/

5. http://keep-calm-and-live.blogspot.com/

6. http://my-subsistence.blogspot.com/

7. http://makemyselfshine.blogspot.com/

8. http://paryska88.blogspot.com/

9. http://jah-stina.blogspot.com/

10. http://www.fitblogerka.pl/

11. http://biegalnia.blogspot.com/

wtorek, 8 stycznia 2013

treningi a .. astma ?


Podzielę ten post na kilka części.

1. Z przyczyn "wyższych" musiałam przerwać Insanity. Ci, którzy mnie znają/czytają od jakiegoś czasu wiedzą, że nie przerywam ćwiczeń tak po prostu. Ostatni trening miałam 18.12. Potem chorowałam, a przynajmniej tak myślałam.



2. Prawdopodobnie mam astmę - już dobrych x lat temu były podejrzenia, ale jakoś zignorowałam problem i doigrałam się. Od połowy grudnia męczą mnie silne kaszle i duszności, głównie w nocy, przez co prawie nie sypiam. To jeszcze nic pewnego, ale leczenie antybiotykami nie pomaga, a dostałam informację, że jeśli tak właśnie będzie, muszę zrobić wszelkie specjalistyczne badania.
Na szczęście ja nie uważam tego za wyrok - staram się nie myśleć w tych kategoriach, od dziecka miałam silną alergię i umiem sobie z tym radzić, choć faktycznie przez taką intensywność jestem wyczerpana - co zaowocowało brakiem treningów - diety jednak nie zaprzepaściłam, również w okresie świątecznym, więc jestem z siebie dumna :)

3. Trening - no właśnie. Wiem, że wielu sportowców to astmatycy, w bieganiu to też nie przeszkadza, więc tym bardziej będę mogła znowu podejść do Insanity. Niemniej obecnie przez moje zmęczenie materiału, wyczerpanie organizmu, zwyczajnie nie mam na to sił, muszę się zregenerować.

Postanowiłam wybrać coś lżejszego - padło na P90X Lean - dziś pierwszy trening za mną - wcale tak łatwo nie jest :) Najbardziej wkurza mnie to, że są tam zupełnie inne ćwiczenia niż np u Jillian i nie nadążam, bo nie zawsze umiem poprawnie wykonać ćwiczenie :D ale wiem, że po ok tygodniu przyzwyczaję się do Tony'ego. Mocno zastanawiałam się nad Body Revolution - tęsknię za Jillian Michaels, ale na razie nie chcę się cofać. Zobaczymy, co będzie potem :) Chciałabym też kupić sobie wersję P90x na ipoda, ale chyba nie jest dostępne w PL - muszę jeszcze poszukać :)

sobota, 5 stycznia 2013

Wieści z frontu...




Niestety nie jest dobrze, ciągle jestem na tyle chora, że nie mogę ćwiczyć. Po tak długiej przerwie i przy takim osłabieniu zapewne nie będzie lekko wrócić do formy, ale jutro wskoczę chociaż na chwilę na rower stacjonarny. Zdrowe odżywianie na szczęście trwa, dlatego nic nie przytyłam w święta - niestety na plusie mam cm w talii - 70, brzuch - 80, jednak z racji tego, że zdarzyło mi się kilka razy polec, nie jest tak źle. Od dzisiaj jestem na diecie vitalii, bo muszę jeszcze trochę zrzucić a za długo stałam w miejscu. Powrót do planowych treningów? Mam nadzieję, że w nadchodzącym tygodniu, bo mam już dość.. ale w tej chwili nawet spacer do sklepu jest wyczerpujący, więc pewnie trochę mi zajmie powrót do formy :/

A jak u Was okres świąteczno-sylwestrowy, bardzo nagrzeszyliście? :)

Po hasłach wyszukiwania zauważyłam, że sporo osób chce szybko schudnąć do studniówki i innych tego typu zbliżających się imprez ;)) Nie polecam "błyskawicznych metod" - o tym, jak ja zrzuciłam część nadbagażu bardzo zdrowo i z głową, pisałam kilka notek temu.

Co do tego, ile kcal spala się podczas Insanity, Body Revolution itd - po takim haśle też sporo osób wchodzi na mojego bloga - nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od tego, ile powtórzeń wykonujemy, z jaką intensywnością, ew. od wagi obciążeń. Nie mogę powiedzieć, że ktoś spali 600 kcal ćwicząc Insanity - jeśli jest w słabej formie i zrobi np. tylko rozgrzewkę :)

Tyle na dzisiaj - w najbliższym tygodniu mam nadzieję na poprawę stanu zdrowia i powrót do pisania bloga, treningów itd :)