niedziela, 24 lutego 2013

skacz jak połamaniec ;)


Powiem szczerze - jestem zafascynowana ćwiczeniami z Tracy :) Byłam już chyba trochę znudzona ciągle tym samym i potrzebowałam przerwania rutyny.

Dziś mój 3 dzień jej ćwiczeń "Meta", ja wybrałam Hipcentric (czyli największy nacisk na moją zmorę - nogi).
Ćwiczenia składają się z 2 części - pół h cardio, czyli 30 minut skakania w kółko jak idiota (co mnie bawi, a jednak chyba zaliczyłam niezły spadek formy, bo po 10-15 minutach co jakiś czas muszę zwalniać, zatrzymywać się po wodę, albo maszerować :D) i pół h ćwiczeń na nogi - są trochę oldschoolowe, wyglądają na łatwe, ale nic bardziej mylnego - dają wycisk - po kilku powtórzeniach siedzenie dosłownie mnie boli - ale myślę, że to dobrze, bo czuję, że coś się dzieje, że docieram do dawno nie ruszanych mięśni i to daje mi kopa, żeby działać dalej. Np dzisiaj mam takie zakwasy, że ledwo siedzę, boli mnie siedzenie, uda, łydki, mam nawet zakwasy na brzuchu i plecach. Może to kwestia całkiem innych ćwiczeń (coniektóre prawie rodem z lat 80 ;) ), nie wiem, jednak daje mi to nowego kopa i solidną porcję entuzjazmu.
Inne w tych ćwiczeniach jest też to, że Tracy nie mówi, nie instruuje podczas ćwiczeń, czasami słychać tylko jej głos w tle, niemniej to sprawia, że początkująca osoba może się totalnie pomylić, z kolei ja muszę koncentrować się tylko na ćwiczeniach, żeby nic nie pomylić, co jak narazie jest sporym + (nie błądzę nigdzie indziej myślami;>).

Niestety pomyliłam się w poprzedniej notce mówiąc, że te ćwiczenia trwają pół h. To jest 2x po pół h i nie sądzę, aby dobrym pomysłem było rozbijanie tego np. na pół h ćwiczeń rano i pół h ćwiczeń wieczorem (a szkoda), więc narazie ćwiczenia rano odpadają - dopóki jest minusowa temperatura rano nie jest mi na rękę wychodzenie zaraz po prysznicu.

Ogólnie w polskim internecie jest bardzo mało o Tracy, szukałam jakichś opinii, informacji, większość znalazłam na anglojęzycznych stronach. Szkoda, może będzie u nas kiedyś popularniejsza. Tak jak pisałam w poprzedniej notce, absolutnie nie jestem za proponowaną przez nią dietą, jednak ćwiczenia są ok. Chciałabym mieć tyle czasu, żeby móc porządnie nauczyć się tanecznej wersji i nie plątać kroków jak połamaniec :) Na innej jej cd, bodajże dance cardio, Tracy najpierw pokazuje kroki, a dopiero potem tańczy się układ. Zamierzam powalczyć z tym przez weekend:D



Btw oczywiście nie słucham się jej co do maksymalnego obciążenia 1,5kg. W jej ćwiczeniach używam 2, u Tony'ego 2 i 4 kg i zamierzam zwiększyć. Chcę wysmuklić nogi, ale ramion nie chcę stracić za nic w świecie, za ciężko na nie pracuję ;)

Nie wiem, może zbyt pozytywnie jestem na to wszystko nakręcona, ale dopóki udaje mi się zorganizować czas tak, żeby połączyć ćwiczenia z p90x z 'metą', zamierzam z tym powalczyć. Trochę za bardzo rozbudowałam nogi, a choć ładnie zarysowane mięśnie mi się podobają, to nie wygląda to ładnie np w mini spódnicy. Poczekamy, zobaczymy (jak dobrze pójdzie, na koniec kwietnia;>). Nie stosuję jakiejś super rygorystycznej diety więc nie spodziewam się cudów, ale będę mierzyła się co tydzień. Na razie nie jest jakoś rewelacyjnie:

waga: 57,5 kg / 167 cm
talia: 69cm
brzuch: 78cm
biodra: 92cm
uda: 53cm
łydka: 36cm

Następne mierzenie za tydzień :>

sobota, 23 lutego 2013

Pełnoziarniste naleśniki, łosoś i nowy trening

Czyli wszystkiego po trochu :)

Na początek mój dzisiejszy obiad: po lewej łosoś ze szpinakiem - robiłam "na oko" w proporcjach 1:1. Ok 200g świeżego łososia oddzieliłam od skóry (praktycznie zdrapałam widelcem:P), wizualnie podobną ilość listków szpinaku pokroiłam bardzo drobno, przyprawiłam (niestety gotową mieszanką - do ryb z grilla), pomieszałam z 1 jajkiem i wstawiłam do piekarnika. Voila! ;) Pyyycha i bardzo sycące. Do tego moja szałowa surówka (wiem, trochę jej mało:P) - sałata, ogórek, pomidor i puree ziemniaczano kalafiorowe - czyli zblendowane razem kilka ugotowanych ziemniaków i również ugotowany kalafior. Bardzo smaczne, ale jednak wolę je jeść w sposób tradycyjny. Polecam taki obiad :)

Skoro już jest kulinarnie - dzisiaj smażyliśmy pełnoziarniste naleśniki - z mąki pszennej Lubelli. Przepis banalnie prosty:

1 szklanka gazowanej wody mineralnej
1 szklanka mleka
2 szklanki mąki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
dodałam też miarkę (ok 30g) białka truskawkowego, ale to tylko dla chętnych - nie jest niezbędne.

Taką mieszankę oczywiście miksujemy, smażymy na czym kto woli, ja użyłam oleju kokosowego - 1 łyżeczka wystarczyła na całe naleśniki, których wyszło chyba 6, o ile dobrze pamiętam.

Przepyszne, polecam!

My zjedliśmy je z kawałkami arbuza (akurat trafiliśmy na niego w Biedronce ku wielkiej radości obojga:D), jogurtem naturalnym, dżemem niskosłodzonym (niestety sklepowym, ale w tym roku chcemy zrobić swoje własne, więc będzie się działo;D) - w Lidlu dorwaliśmy m.in. gruszkowy z pigwą i rabarbarowy. Do tego kilka płatków migdałów, wiórki kokosowe, suszona żurawina. Niebo w gębie. Po 2 naleśnikach byłam najedzona, po 4 (jestem łasuchem) wyglądałam, jak w ciąży :P (przy płaskim brzuchu zauważyłam taką prawidłowość, że po zjedzeniu dużego posiłku mój brzuch pęcznieje i wygląda jak we wczesnym stadium ciąży, schodzi po 2-3 godzinach a czasami nawet 1-2 dniach w zależności od tego, co jadłam:P).

W pracy jest fajnie, jem mniej, niż siedząc w domu, do tego moje posiłki często wzbudzają zainteresowanie :D i to jest fajne, bo jeszcze bardziej chce mi się kombinować z różnymi daniami :) czyli kolejny + za motywację.

Z ćwiczeniami jest różnie. Znów miałam 3 dni przerwy - środa, czwartek i piątek. Na razie mam sporo nauki w związku ze szkoleniem na moje stanowisko, dlatego nawet w domu nie mam na nic innego czasu. Przez to rozważałam wrócenie na jakiś czas do 30 day shred albo body revolution Jillian Michaels - treningi dają niezły wycisk przy odpowiednim obciążeniu, a trwają o połowę krócej, niż p90x. Na razie jednak nie rezygnuję.

Przypadkiem za to wpadłam dzisiaj na znaną pewnie wielu z Was trenerkę Tracy Anderson, która opiekuje się m.in. Madonną i Kim Kardashian. Nie wnikam w polecane przez nią diety (już samo ograniczenie do ok 700-1000kcal jest dla mnie idiotyczne), jednak ponieważ widziałam efekty na blogach postanowiłam z ciekawości zrobić dzisiaj jeden z jej treningów.

Nie przemawia do mnie niechęć do rozbudowania mięśni, ale jeśli ktoś tego nie chce, jej treningi podobno mają na celu wysmuklenie sylwetki bez budowania większej masy mięśniowej, jak to ma miejsce np w P90x. Pomijam tu oczywiście Madonnę, ale ona podobno ma jakieś dodatkowe obciążenia.

Ja bardzo moje rosnące mięśnie lubię i nie chcę przestać ich budować, jednak jak wspomniałam wcześniej - niektóre przemiany (blogerek) są dla mnie interesujące szczególnie jeśli chodzi o nogi (z tymi niestety nadal mam problem). I tak - w niecałe pół h Tracy dała mi wycisk - a myślałam, że mam całkiem niezłą formę, przecież dawałam radę z Insanity - ok, utwierdziłam się w przekonaniu, że czeka mnie daleka droga, jeśli o nogi chodzi. I tak nie mając rano czasu na p90x (musiałabym zaczynać trening o 5 rano, a że nie lubię ćwiczyć na pusty żołądek - wstawać jeszcze wcześniej..) będę ćwiczyła Metamorphosis z Tracy (o ile nie dostanę szajby:P), a po powrocie z pracy, jak dotychczas, p90x.

Co do mnie przemówiło? Niby niewielka zmiana, a jednak wystarczająca:


Pożyczone od: http://mytachallenge.blogspot.com/


Oczywiście nie porzucam Tony'ego, do Jillain też pewnie wrócę, a jeśli pominę jakiś poranek z Tracy nie będę się załamywać (priorytetem jest p90x).


wtorek, 19 lutego 2013

Wesoło mi :) + przepis na zupę soczewicową


Tak się bałam przytycia pracy, że aż (chyba z wrażenia:P) schudłam :P dokładnie -1kg haha bardzo się pilnuję. Przyznaję, że w ubiegłym tygodniu opuściłam 3 dni ćwiczeń, ale przyzwyczajałam się do nowych warunków. Teraz jest dobrze, nie mam czasu na podjadanie (w domu czując ssanie w żołądku jadłam np jabłko, ale jednak je jadłam, teraz po prostu czekam do przerwy no i mam ograniczony dostęp do jedzenia). Obecnie mój dzień pracujący jest bardzo zorganizowany. Co 2 dni wieczorem przygotowujemy z mężem zupę na 2 kolejne dni - ostatnio wypróbowałam coś a la pomidorową, ale z soczewicą - pycha! I bardzo prosta (a sycąca)

- 1,5 kubka soczewicy (ja dałam czerwoną)
- 1/2 przecieru pomidorowego
- 4 ziemniaki, 4 marchewki (raczej na oko), 1 pietruszka, 1 cebula - skrojone drobno w kosteczkę

Przyprawiam do smaku (w moim przypadku vegeta i 1/2 kostki rosołowej), podgotowuję i ładuję do 2 dużych słoików.

Czasami robimy też zwykły rosół, albo zupę pomidorową - dzięki temu po powrocie z pracy nie rzucamy się na byle co, tylko mamy szybko gotowy ciepły i sycący posiłek. Niby proste i logiczne, ale wiele razy (przed zmianą trybu życia) zapychaliśmy się kanapkami, zapiekankami, pizzami czy innymi mrożonymi cudami "z gotowca", bo byliśmy zmęczeni i nam się nie chciało. A jednak można inaczej :)

Również co drugi dzień przygotowujemy sobie pudełeczka z obiadami do pracy. Z reguły jest to 1/2 piersi kurczaka (pieczona z różnymi przyprawami), a do tego np kuskus, ryż, kasza gryczana + sałatki lub ogórki konserwowe. Niezależnie od tego, czy na ciepło, czy na zimno (choć lepiej na ciepło, jeśli ktoś tak jak my ma mikrofalówkę w pracy) fajnie jest zjeść w środku dnia taki konkretny posiłek. A dzięki temu, że jest przygotowany dzień lub maksymalnie 2 wcześniej, rano nie ma wymówki, że nie zdążyliśmy czegoś sobie przygotować, nie chciało się wstać itd. Poprostu chwytamy pudełko i jesteśmy przygotowani do pracy:D Do tego mój mąż w pracy dostaje jeszcze kanapkę, a ja jako drugi posiłek zabieram np jabłka, albo twaróg (chudy, dodaję do niego np łyżkę jogurtu naturalnego, otręby, jagody goji, wiórki kokosowe, żurawinę, płatki migdałów - jest ciekawiej i smacznie:D). Naprawdę można :) Wolę położyć się spać pół godziny później, niż rano lecieć do piekarni po syfiaste (skład) drożdżówki.

Co jeszcze? Miałam okazję ostatnio wypróbować 2 przepisy. Jeden dotyczy bułeczek (pierwszy raz piekłam bułki w piekarniku:P), które robiłam na słodko (przepis podam w następnej notce, poprostu piekąc nie zrobiłam zdjęć i muszę to naprawić piekąc je ponownie:), oczywiście pełnoziarniste - niebo w gębie i jak fajnie jest zabrać świeże pieczywo przygotowane własnoręcznie do pracy :)

A drugi przepis to racuchy, również robiłam z pełnoziarnistej mąki Lubella - z przepisu: http://smak-zdrowia.blogspot.com/2013/02/puszyste-racuchy.html z tym, że ja dałam mąkę pełnoziarnistą, a zamiast cukru waniliowego dałam łyżeczkę stewii. Jedliśmy je z jogurtem naturalnym i niskosłodzonym dżemem rabarbarowym. Acha - oczywiście smażyliśmy je na oleju kokosowym. Dla mnie bomba :)

I to tyle tym razem :)

niedziela, 17 lutego 2013

A czy Ty pierzesz swoją pralkę?


Jakiś czas temu zostało mi zadane to pytanie - oczywiście lekko zdębiałam i myślałam, że to żart. Nie wiem, na ile jest to popularne, ale napewno nie w moim gronie :) No bo skoro pierzemy rzeczy, to logiczne, że brudy są wypłukiwane przez środki czystości rozcieńczone w wodzie (proszek do prania, czy Calgon wrzucony raz na jakiś czas). Nic bardziej mylnego :)

(Dla niektórych może to nie być odkrywcze, jednak ja nie jestem typem kury domowej i kompletnie nie orientuję się w tego typu rzeczach:P).

Otóż jeśli używacie płynów zmiękczających do płukania, zawierają one m.in. tłustą lanolinę, która osadza się w środku pralki, poza tym różne kłaczki ze swetrów etc. Jeśli pralka nie jest "prana", po jakimś czasie możemy wyjąć z niej rzeczy przybrudzone, a nawet zatłuszczone z niewiadomych przyczyn. I tu z pomocą przychodzi właśnie "pranie pralki" - wystarczy (w zależności od tego, jak często pierzecie) raz na pół roku lub na rok uruchomić pustą pralkę z programem bardzo wysokiej temperatury (ja wybrałam 90 stopni C), zamiast proszku wsypujemy 2-3 łyżki sody oczyszczonej (ma właściwości odtłuszczające) lub 2-3 opakowania proszku do pieczenia (zawiera sodę), sprawdzić jeszcze raz, czy napewno nic nie ma w pralce i wcisnąć start :)

Może tylko dla mnie to było zaskakujące, jednak chciałam podzielić się z Wami tą ciekawostką. Może do czegoś się przyda:D

BTW wczoraj zapomniałam o wstawieniu tabelki, o której pisałam, więc oto ona:



Jeśli chodzi o naleśniki z quinoa (przepis: http://smakoterapia.blogspot.com/2012/03/nalesniki-gryczane-z-quinoa.html ) i serek wiejski, to będą użyte do ciasta - quinoa zostanie zmielona i zrobię z niej mąkę, a serek wiejski - przyznam bez bicia, że nie pamiętam w jakiej formie ma być dokładnie, jak znajdę w przepisie dam znać :)

sobota, 16 lutego 2013

fotograficznie :)


Spędziłam dzisiaj prawie 2 godziny na wymyślaniu ciekawego jadłospisu w rozsądnej cenie ;D na najbliższy tydzień - wertując moje stare dietetyczne jadłospisy i sporo kulinarnych blogów ciężko było mi się na coś zdecydować :D
Poniżej lista - nie wiem, na ile zrozumiała (piszę hasłami dla siebie :> skreślone = już zjedzone:D niestety trochę się ucięło).

Po przygotowaniu listy wybraliśmy się do sklepu, żeby dokupić brakujące składniki (zdj. obok). Kocham firmę Lubella za przepyszne pełnoziarniste mąki :) makaronu jeszcze nie próbowałam (do tej pory jadłam ciemne pełnoziarniste makarony innej firmy), ale mam zamiar to zmienić:> mam nadzieję, że będzie równie dobry, jak mąki.

Kaszę kuskus uwielbiam z mlekiem, tym razem jednak kupiłam chcąc wypróbować przepis:  tabbuleh (klik) .

Sok pomidorowy i soczewica są do zupy soczewicowej (uwielbiam, choć jadłam tylko gdy była dostępna w Green Way), kasza jaglana i serek wiejski są do naleśników (podobnie jak quinoa), a Vegeta to jedna z niewielu rzeczy, którym nie mogę się oprzeć (nawet nie sprawdzam, czy zawiera polepszacze smaku i ile:P), uwielbiam ją w zupach, do mięs, w przeciwieństwie do innych vegeto-podobnych kompozycji, które mi nie podchodzą.

Przy okazji fotografując te rzeczy pomyślałam, że pokażę Wam, jak wyglądają 2 z kilku moich typowo "zdrowych" szafek:D niestety mój aparat jest nadal zepsuty, więc zdjęcia wyglądają jak wyglądają, czyli nie za ciekawie.
















A tutaj moja ukochana od niedawna herbata zielona z cytryną i pomelo - bardzo podoba mi się pomysł zamknięcia po połowie torebek w szczelnych woreczkach - dzięki temu nie stracą szybko swojego aromatu:D

I to chyba tyle na dzisiaj, czyli post raczej fotograficzny. Korzystam z dnia wolnego - uczę się, ćwiczę, gotuję - szał na całego hahaha.

czwartek, 14 lutego 2013

Biopiekarnia, warsztaty makeup i inne..

1. Ostatni tydzień zleciał mi jak szalony. Nie wiem, gdzie podział się mój dzień. Może dlatego, że poza pracą dojazd zajmuje mi sporo czasu, jednak z racji tego, że nadal ćwiczę tyle samo, co wcześniej, mam trochę więcej ruchu - bieganie do środków komunikacji ;> i 2x w ciągu dnia 30 minutowy spacer :D dlatego nie jest źle. Jestem też pozytywnie zaskoczona - myślałam, że przynosząc "dziwne" dania do pracy wyjdę na czubka (oczywiście przerysowuję, ale wiadomo, o co mi chodzi) - w poprzedniej firmie jeśli ktoś nie miał drożdżówki/kanapki/zamówionego obiadu (typu pizza etc), był obiektem wielkiego zaciekawienia. Tutaj - to normalne, ludzie przynoszą sobie zwykłe obiady, często ciekawsze, niż moje. Niby nie powinno się to wydawać niczym niezwykłym, a jednak :D lubię spokojnie jeść moją szaloną sałatkę i nie słyszeć pytań: "ojej, jesteś na diecie? Daj spokój.." :D

2. Miałam okazję uczestniczyć w warsztatach kosmetycznych. A przynajmniej tak myślałam - niestety moje wrażenia nie były zbyt pozytywne. Owszem, wizażystka fajnie tłumaczyła, jednak :

- mimo wcześniejszych rezerwacji miejsc było za mało lusterek i ja oraz kilka innych dziewczyn miałyśmy do dyspozycji maleństwa kieszonkowe, takie jakie są dołączone np do paletki kilku cieni.

- pędzelki - rozumiem, że używane wielokrotnie przez różne osoby, jednak są różne środki do dezynfekcji, a zdarzyło mi się natrafić na kilka ubrudzonych kosmetykami - może wydziwiam, jednak nie chciałabym czegoś złapać ;/ poza tym pędzelków też było za mało i czasami dziewczyny dzieliły jeden między sobą..

- było dość ciemno, więc w małym lusterku nie widziałam prawie nic

- niestety miałam nieodparte wrażenie, że jest to spotkanie reklamowe Oriflame. Nie miałabym nic przeciwko jeśli zostałabym wcześniej poinformowana, jednak jeśli płacę (nawet gdy jest to niewielka kwota, to jednak) to nie po to, żeby słuchać reklamy produktów :) jakie są super itd, ale po to, żeby pani prowadząca mogła odpowiedzieć, gdy ktoś zapyta, jaką szminkę ma na ustach (a nie mogła, podała zbliżoną, ale z Oriflame)

- mega ciasno. Niestety. Mimo rezerwacji i podobno ograniczonych miejsc siedziałyśmy jedna na drugiej.

Przykro mi, ale jestem rozczarowana. Może za dużo oczekiwałam, jednak takie akcje nie są dla mnie i więcej się nie wybiorę.

3. Warsztaty Fuji - no właśnie - jestem bardzo zła, bo swoimi zdjęciami wygrałam udział w nich, a zapomniałam zabrać karty sd, która była potrzebna (to był mój pierwszy dzień w pracy i miałam tam iść zaraz po:D) - i mi przepadły. Co za pech:///

4. Biopiekarnia - i tu zaczyna się pozytywnie :D Wczoraj miałam przesiadkę w Gdyni Głównej i w czasie przerwy między jedną kolejką a drugą zaszłam do Biopiekarni naprzeciwko dworca. Szczerze mówiąc wcześniej myślałam, że jest tam tylko pieczywo i jakoś nigdy nie miałam okazji wejść do środka. Tymczasem poza pieczywem i ciekawymi wyrobami typu babeczki (których kupiłam wczoraj 3 na walentynki, dla mnie i męża po pół każdej na spróbowanie:P - boskie i co nie bez znaczenia o połowę tańsze niż w babeczkarniach) sprzedają też " bioprodukty ". Mogłabym tam stać i oglądać godzinami, co ciekawego jest dostępne, jednak spiesząc się na kolejkę kupiłam tylko komosę ryżową ( quinoa ), której szukałam chyba z pół roku:P (wiem, mogłam zamówić z sieci, ale jakoś nie było okazji). Spytałam z ciekawości i była, jupi:P widziałam też m.in. olej kokosowy i inne cuda. Na pewno jeszcze tam wrócę, i to nie raz :) Można tam usiąść i zjeść np jakieś ciasto i wypić kawę - będę miała wtedy okazję pooglądać, co mają ciekawego do kuszenia mnie i napisać więcej :D

5. W nowej pracy dowiedziałam się o dziwo (:P) wielu ciekawych rzeczy, o których nie wiedziałam, a które wbrew pozorom są bardzo przydatne w życiu codziennym. Postaram się w wolniejszej chwili podzielić niektórymi cennymi uwagami tutaj :D

środa, 13 lutego 2013

praca, czyli gdzie się podział mój czas?


W związku z tym, że od poniedziałku pracuję na pełny etat nie miałam czasu pisać - nadal nie mam, dlatego na razie daję tylko znak życia :)
jestem z siebie dumna, bo codziennie wstaję o 5 rano, ćwiczę p90x, biorę prysznic i lecę do pracy (taka godzina o tej porze roku jest nieludzka:P mogłabym później, w desperacji zastanawiam się nad drugą rundą Body Revolution, które trwa ok pół h do 40 minut, ale bardzo chciałabym ukończyć p90x), zabieram ze sobą zdrowe przekąski.. aż jestem w szoku, że nie ciągnie mnie do maszyny ze słodyczami:P Mam tematy na kilka esejów :P ale o tym pewnie w weekend, powiem tylko, że szukam pomysłów na kreatywne i lekkie "dania do zabrania" - nie chce mi się codziennie jeść sałatek i twarogów - muszę coś wymyślić, pewnie będę się głowiła pół soboty :) ogólnie nie jest tragicznie, a nawet mam więcej energii, tylko gdzie się podział mój czas?!

A Wy - jak żywicie się w pracy, co ze sobą zabieracie? (szukam inspiracji:D)

środa, 6 lutego 2013

Jak nie przytyć w pracy - plan wojenny wersja 1.0

Przyszła kolej na mnie ;)) po dokładnie 6 miesiącach dorywczej pracy w domu na powrót stałam się "etatowcem" - w poniedziałek zaczynam nową pracę, 8h dziennie, do tego na różne zmiany (na szczęście na okresie próbnym, czyli co najmniej miesiąc, będę miała stałe godziny). Pracowałam tak już dość długo więc mam pewne doświadczenie i wiem, jak łatwo jest przytyć w pracy. Zarówno ja, jak i moje koleżanki z poprzedniego biura zaczynałyśmy z bardzo fajną sylwetką, a kończyłyśmy z dodatkowymi 10-12 kg po około roku, czyli bardzo dużo. Myślę, że głównym winowajcą było przede wszystkim to, że nie mieliśmy oddzielnego pomieszczenia, gdzie każdy jadł, takiej biurowej kuchni. Dlaczego? Pracując cały dzień (jakby nie było 8h to dużo) mamy w środku dnia ochotę na "coś na ciepło", "normalny obiad". Tu zaczynają się schody. Ktoś w grupie zgłodnieje, ktoś inny zapomniał wziąść ze sobą przekąski. Zaczyna się pytanie, kto zamawia. Z reguły zamawia się pizzę, albo jakieś inne niezdrowe dania. Do tego przy dużym zamówieniu cola gratis. Nie zamówisz raz, drugi, ale kiedy pachnie całe biuro a ty masz mdłą kanapkę (niestety zbyt często drożdżówkę kupioną w okolicznej piekarni), za trzecim razem gdy grupa zamawia, nie chcesz się męczyć, zamawiasz z nimi. Po jakimś czasie okazuje się, że zamawiacie jedzenie prawie codziennie, bo jest fajnie zjeść ciepły, wydawałoby się pełnowartościowy posiłek - np. pierogi, naleśniki (niestety okraszone hektolitrami sosów i sera), devolaia z frytkami. Spodnie robią się coraz ciaśniejsze, no ale przecież nie jest tak tragicznie. Niestety, jest. Praca jest też dobrą wymówką - czasami zapominamy zabrać coś ze sobą, albo wstaniemy za późno i nie mamy czasu przygotować sobie posiłku. A to nie chce mi się tego wszystkiego ze sobą nosić. Nie przygotuję sobie omleta, nie upiekę kurczaka, nie wezmę gotowanego jajka albo tuńczyka, bo śmierdzi (pamiętam taką zabawną sytuację, kiedy koleżanka jadła w pracy sałatkę z tuńczyka, wszedł szef i zdenerwowany spytał, kto nie wyrzucił swoich śmieci haha a to tylko ta sałatka była dość aromatyczna:D). Z ćwiczeniami tak samo - jestem zmęczona, po pracy mam jeszcze tyle do zrobienia, nie mam na to sił i czasu.
Tak, boję się tych wymówek. Boję się, że znowu mnie to spotka, ale teraz jestem trochę bardziej świadoma.

(źródło: http://katiheifner.blogspot.com )
Mam bardzo małą lodówkę (wielkości szafki, wysokości hmm powiedzmy takiej jak kuchenka), więc przygotowanie dań na 5 dni tygodnia dla mnie i dla męża, przy założeniu 2 przekąsek w pracy i obiadu w domu nie jest takie proste, bo gdzieś trzeba przechowywać też warzywa i owoce oraz inne rzeczy. Niemniej wymyśliłam, że na razie będziemy przygotowywali dania na 2-3 dni do przodu - wówczas nie ma wymówki, że nie miałam czasu, albo wróciłam do domu głodna i zmęczona, więc przegryzłam coś na szybko.


Świetnym rozwiązaniem są specjalne woreczki do mrożenia, o których pisałam tu: klik . Dają wiele możliwości - można m.in. przygotować sobie zamrożone zupy, pokroić warzywa i tylko wrzucić do garnka przed jedzeniem, można przygotować masę innych dań, a także składniki na koktajle owocowe i warzywne, które można przechowywać nawet do 6 miesięcy (choć tyle czasu nie zamierzam:P chyba, że kiedyś w końcu dorobię się większej lodówki - a oczywiście mam w planach wielką, z ogromniastą zamrażarą :D). Cały czas szukam informacji o tym. Wiem też, że w nowej pracy nie będę mogła mieć przerwy kiedy sobie zapragnę, tylko będę je miała wyznaczane. Nie wiem jeszcze czy jedną, czy dwie w ciągu 8h (mam nadzieję, że ta druga opcja), więc w pierwszym tygodniu w pracy planuję brać ze sobą jedną przekąskę w postaci obiadowej, np. pół piersi z kurczaka z jakąś sałatką i odrobiną ryżu/kaszy gryczanej, a drugą w formie płynnej - np zmiksowany z owocami jogurt naturalny, albo jakiś koktajl owocowy (tu zdecydowanie polecam tak zwane zielone smoothie, o których też kiedyś pisałam, bardzo inspirująca strona, dzięki której się z nimi zaprzyjaźniłam to: klik . Na szczęście mam fajny kubek termiczny, z którego nic się nie wylewa, więc będę go mogła dobrze wykorzystać :D A koktajl można podpijać nawet przy biurku udając, że to kawa :>

Muszę się przyzwyczaić do wcześniejszego wstawania, bo wolę ćwiczyć rano, niż wieczorem. Z Body Revolution i 30 day shred miałam o tyle łatwiej, że trwały ok 30-40 minut, przy p90x mam godzinę. Nie chciałabym zrezygnować z P90x na rzecz krótszych ćwiczeń, więc nie wiem, czy od razu będę mogła ćwiczyć rano (jednak wyjście na mróz po prysznicu to jest średnia opcja, więc musiałabym wstawać ok 5 rano, a obecnie z wielkim bólem zwlekam się z łóżka ok 9 ;) ). Popracuję nad tym, chcę się stopniowo przyzwyczajać :D Uczę się też, więc grafik będę miała bardzo napięty - ale to dobrze, lubię żyć na pełnych obrotach. Będę zdawała relacje na bieżąco, może moje refleksje, wzloty i upadki na coś się komuś przydadzą :D

A, zapomniałabym dodać - w związku z tym, że wrzuciłam na plan bardzo oszczędny ( po 1 z powodu braku stałego źródła dochodów przez 6 miesięcy, teraz też wypłatę będę miała za pół miesiąca, po 2 - odkładam na jakieś super wakacje :D ) - planuję mieścić się w max 150 zł na 2 osoby tygodniowo, a przy tym żywić się maksymalnie zdrowo i lekko. Sporo do ogarnięcia, krótko mówiąc :D

Zapomniałabym! Niedługo na pewnym portalu będę miała swój dział, gdzie będę umieszczała różne artykuły dotyczące właśnie moich doświadczeń żywieniowo-ćwiczeniowych. Jestem bardzo podekscytowana, że ktoś docenił moje wypociny :))

poniedziałek, 4 lutego 2013

Grejfrutowo mi ;)

Trochę mnie nie było - w związku z dużym zleceniem musiałam wyjechać, co zaowocowało tygodniową przerwą w ćwiczeniach (na szczęście z jedzeniem było ok :> ) . Postanowiłam się dzisiaj zważyć i zmierzyć, z ciekawości - kiedyś robiłam to codziennie, kontrolnie - teraz trochę mi się to znudziło i sprawdzam od czasu do czasu. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy na wadze zobaczyłam 58,2 (ostatnio waga wahała się między 59.9 a 59:D), w talii i brzuchu straciłam prawie po 3 cm :D Nieźle jest, nieźle :) Zastanawiam się też nad rozpoczęciem p90x zupełnie od nowa. Ważne, żeby ćwiczyć, więc czy będzie to faza 1, czy 2, bo nie spieszy mi się aż tak, a wolę podejść do tematu porządnie.

Jeśli chodzi o jedzenie, moim ostatnim odkryciem jest blog smak zdrowia (klik) - naprawdę polecam tym, którzy jeszcze nie znają. Śledzę bardzo wiele blogów kulinarnych, ale ten szczególnie przypadł mi do gustu. Może dlatego, że przepisy są dość proste, wszystko jest fajnie wytłumaczone i przede wszystkim jest dużo rzeczy, które mogą też przypasować mojemu mężowi - czyli tradycyjna polska kuchnia, ale w lżejszej wersji :) Ja osobiście lubię kombinować, więc każda odmiana jest dla mnie ok. Tak więc włączyłam do menu na ten tydzień kilka potraw z tego bloga, myślę, że opisane tam podstawy i przykładowe jadłospisy mogą być bardzo pomocne dla osób, które dopiero zaczynają, dlatego też polecam :)


Co do obrazka obok - zazwyczaj używałam szamponów Pantene, Nivea itp, jednak ostatnio będąc u fryzjerki zakochałam się w zapachu szamponu i zapytałam, co to za specyfik :) Pokazała mi szampon firmy Joanna, akurat wiśniowy (nie udało mi się go dostać w sklepie, ale zamówię przez internet). Powiedziała, że do niedawna mieli kiepskiej jakości produkty, ale teraz jest dużo lepiej i poleciła go z czystym sumieniem. Ja myję włosy na zmianę różnymi szamponami - inaczej szybko się przetłuszczają. Z reguły jest to Dermena (na wypadanie, blee), Pantene i od niedawna właśnie ten i mogę polecić z czystym sumieniem :D Za buteleczkę 100 ml zapłaciłam niecałe 4 zł, zapach jest przecudowny :) bardzo orzeźwiający. Fajnie, że można kupić małe opakowanie i wypróbować. Nie zauważyłam, żeby z moimi włosami coś było nie tak po myciu, jedynie trochę się elektryzują kiedy noszę czapkę, ale tak się dzieje przy każdym szamponie w okresie zimowym (przynajmniej u mnie).

To chyba tyle na dzisiaj - jestem strasznie rozkojarzona i nie mogę się na niczym skupić, ale póki co - winę zwalam na pogodę;D