poniedziałek, 28 kwietnia 2014

free

Tak się dzisiaj czuję :) powiem tylko: aaaaa!!!!! Bieganie przestaje być męczące, a zaczyna być wielką, wielką przyjemnością!! Dzisiaj drugi raz w życiu doświadczyłam biegowej euforii.. ale zacznijmy od początku.

W weekend nie biegałam, bo byłam nie u siebie i miałam tyle rzeczy do roboty, że po prostu nie było kiedy. Może to i dobrze, ciało miało czas na regenerację.

Dziś po pracy poszłam na poszukiwania free runów - niestety, nie ma takich, jakie bym chciała, flyknity też są w brzydkich kolorach, albo nie są kompatybilne z nike+ .. wrrr. No, ale kupiłam sobie chociaż koszulkę nike "dry fit", bluzę i spodnie dresowe do biegania. Nareszcie nie biegam w jeansach i swetrze :P
Wróciłam do domu i tak mi się nie chciało, ah, jak mi się nie chciało wyjść! Poszłam, zmusiłam się (żal mi było tych wydanych ponad 200 zł hahaha), postanowiłam, że będę truchtać spokojnie - 4 minuty, przerwa 2,5 minuty i tak 5-6 razy. I wiecie co? Tak dobrze, tak lekko mi się biegło, że wydłużałam te serie. Pierwsza: 4 minuty, przerwa: 2 minuty. Druga: sześć min, przerwa: 2. Trzecia: 9 minut!!!!!!!!!! przerwa 2 minuty, czwarta: 5 min, przerwa 2 min, ostatnia 6 minut. Właściwie nie do końca to był bieg, raczej truchtanie, a jednak mijając ludzi zobaczyłam, że większość biega sobie właśnie takim, spokojnym tempem. I może dlatego miałam problem, dlatego ledwo żyłam po kilku seriach wcześniej - biegłam stanowczo za szybko. A moim celem nr 1 jest przebiegnięcie 30 minut bez przerwy. I.. chyba jestem blisko! Potem 60 minut. Kiedy już to osiągnę, będę zwracała uwagę na czasy i kilometry. Dzisiaj było 4,5 km :) ale jestem szczęśliwa !!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz