sobota, 23 marca 2013

Zielone naleśniki, pszenica i owce ;>







Dziś bardzo zielono ;) .. ale od początku.

Zaczynając pracę nieco ponad miesiąc temu waga wahała się między 59 a 59.9 kg. Odkąd zaczęłam pracować (czyli również regularnie chodzić 2x ok 20 min do środka komunikacji tak zwanej miejskiej) waga pokazała ok 57 kg, a nic nie zmieniłam w swoim trybie życia - powiedziałabym nawet, że ćwiczenia musiałam zmienić z p90x na krótsze ćwiczenia z Tracy Anderson, bo to początki i odzwyczaiłam się od tylu godzin poza domem, zwyczajnie jestem zmęczona. Za to po tygodniu z Vitalią waga pokazuje 56 kg :) spadło też po kilka cm - przez niecały miesiąc po 2 cm w brzuchu i talii, po 1 cm w udach i łydkach, więc jest nieźle :D nogi są moją największą zmorą, więc cieszy mnie ten fakt niezmiernie (brzuch mam płaski i twardy więc spadać nie musi;>). I tyle o odchudzaniu.




Z racji tego, że w lodówce pusto, a po zakupy większe możemy jechać dopiero jutro, zrobiliśmy sobie dzisiaj trochę "luźniejszy" dzień, aby wykorzystać to, co zostało - udałam się też do lokalnego sklepu, gdzie jest mały dział z tak zwaną "zdrową żywnością" :) i poszalałam, robiąc jeden dzień wolny od diety, ale nie oznacza to, że wolny od zdrowego jedzenia :)

Niestety, gdy zapytałam o tofu, pani spojrzała na mnie jak na kosmitkę:P Za to o dziwo znalazłam mleko migdałowe!! Zaszalałam i kupiłam - chciałam sprawdzić co robię nie tak, że moje jest ok, ale nie super smaczne, jaka jest różnica.. i .. cóż.. niestety nie nabrałam jeszcze nawyku czytania etykiet w sklepie, podczas zakupów, nie zawsze pamiętam o tym - tutaj poza migdałami było sporo innych składników - więc choć smaczniejsze, zostanę przy swojej domowej wersji (woda + migdały, ewentualnie stewia do smaku), w dodatku jest o wiele tańsza - w sklepie zapłaciłam 11 zł za 1l.

Co jeszcze? Ciągle powtarzam, że zielone koktajle są u nas już zwyczajem. Uwielbiam je, całkowicie zastępują nam kolacje, ostatnio zaczęłam też konsumować je na śniadania. Tym bardziej fajnie, że w mojej diecie Vitalii mogę sobie wprowadzać własne dania :) postanowiłam też wypróbować trochę mniej owocowe wersje tych koktajli - zobaczymy, czy jestem już na to gotowa :)



Ogólnie jeśli o jedzeniu mowa, to sporo ostatnio kombinuję. Nie są to kombinacje duże, ale staram się ciągle wprowadzać jakieś zmiany. Np. ostatnio robiłam zupę "śmieciuchę" - z resztek, jakie zostały ;) czyli włoszczyzna bez selera (zabrakło:P), soczewica, do tego dolałam soku z buraków - wyszło tak boskie, że moglibyśmy zjeść zawartość garnka na jedno posiedzenie :) taki barscz - nie barszcz - a pamiętam, jak kiedyś uwielbiałam taki w proszku - teraz bym go nie przełknęła. Ciasta takie "zwykłe", w sensie tradycyjne - też nie smakują mi już tak jak kiedyś. Są za słodkie, mają dziwny posmak - zmienia się we mnie bardzo dużo. Może kiedyś zostanę wege, nie wiem, nie zamykam się na nic. Na razie wprowadzam małe zmiany nie zakładając, jak daleko pójdę w tym kierunku. Znowu - samo się stanie ;)




Pamiętam, że kiedyś, w liceum, chciałam przejść na wegetarianizm. Jestem bardzo wrażliwa na cierpienie zwierząt i sama też trochę się na to nakręcam, więc tym bardziej było mi to na rękę. Niestety po około roku nie wytrzymałam i potrzebowałam mięsnych potraw, tęskniłam za nimi. Powiedziałam sobie - nigdy więcej i od tamtego dnia szczerze podziwiałam i zazdrościłam wegetarianom, o weganach już nie wspominając.





Ostatnio czytając artykuły o jedzeniu "clean" i "raw" (dieta surowa - opierająca się głównie na warzywach i owocach) przypomniało mi się, jak lubiłam potrawy wegetariańskie - i tak prawie każdą wolną chwilę ostatnich 2 dni spędziłam wertując wegańskie i wegetariańskie blogi kulinarne. Ile cudów tam znalazłam! Może dziwne mam hobby, a może obsesję jedzenia, ale bardzo mnie to wszystko interesuje. Co począć? ;)




Nie zamierzam przechodzić na wege- albo weganizm, jednak bardzo chciałabym zmniejszyć radykalnie ilość spożywanych produktów pochodzenia zwierzęcego, zwłaszcza mięsa. Dziś nawet, przez przypadek, wykombinowałam metodą kombinatorstwa (jak zrobić coś z niczego:P) wegańskie, zielone naleśniki :D zmodyfikowałam trochę poprzedni przepis na naleśniki pełnoziarniste:

2 kubki szpinaku
1 szklanka wody gazowanej
1 szklanka mleka migdałowego
0,5 szklanki otrąb owsianych
0,5 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
1 szklanka mąki wieloziarnistej

Wszystko zmixowałam w robocie kuchennym i voila! powstały zielone naleśniki :) bardzo smaczne i zdrowe. Jako farsz wykorzystaliśmy ugotowaną soczewicę z odrobiną pora (gotowane razem, potem również zblendowane z przyprawami na papkę). Smakowało bosko, polecam :)




Poza tym zaszalałam i postanowiłam wypróbować zachwalanego przez http://malywielkiswiatewla.wordpress.com soku z buraka. Moja sokowirówka wyglądała, jakby zmieliła jakiś mózg :D sok dało się wypić, ale moje kubki smakowe jeszcze nie do końca przestawiły się na soki warzywne. Pracuje nad tym, musi się udać :)



Chciałabym jeszcze tylko coś wyjaśnić: ja nie interesuję się tego typu żywnością tylko dlatego, że chcę schudnąć. Owszem, chciałabym stracić jeszcze trochę cm w nogach, ale to nie jest moim priorytetem. Prawie rok temu zaczęłam zmieniać swoje nawyki, eliminować trucizny, skracacze naszego (mojego i mojego małża) życia i psuje naszych nastrojów. Tym razem dałam sobie czas i stopniowo wprowadzam różne zmiany. Ciągle się uczę, ciągle przyzwyczajam do czegoś nowego. Chcę już tak na stałe, a nie tylko do osiągnięcia wymarzonej sylwetki, czy "do lata", a potem znowu truć się przez zimowe miesiące ;)

PS: Znowu zasiałam kiełki, tym razem pszenicy :) Mogę też dodać, że w nadchodzącym tygodniu będzie bardzo kolorowo (znowu głównie zielono), ale o tym już niebawem :)



PS2: Zapomniałam dodać!! W tamtym roku 1% z podatku przeznaczyłam na fundację Animals. Wyszło tego strasznie mało, mimo to jakiś czas temu dostałam kartę z podziękowaniem, a ostatnio pocztówkę z życzeniami wielkanocnymi :) (oczywiście zrobiłam zdjęcie i zostawiłam je na innym kompie :> ) Bardzo było mi miło. Dziś z kolei o 20 gasimy na minutę światła dla ziemi. Wy też? :)

7 komentarzy:

  1. nic ,tylko brać z ciebie przyład:)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne zielone naleśniki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale mniammmm:) Naleśniki sobie zrobię w któryś dzień:)
    Nominowałam Cię do zabawy Liebster Award;) Jeśli masz chęć wziąć udział to więcej inf. u mnie na blogu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ;)


    Dziękuję za odwiedziny na www.POLINEFASHION.pl :)


    Będzie mi bardzo miło, jak wpadniesz na nowego posta, buziak!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie wyglądają te zielone naleśniki :) Ponadto również nie odżywiam się zdrowo wyłącznie dla figury i sprawia mi to ogromną satysfakcję (dbam o siebie, starszego i mniejszego :D!) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń